środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 70 "Myślałam, że pojedziemy samochodem"

*** Oczami Laury ***
*** Cztery dni później ***

Szłam szeroką ścieżką usypaną z małych kamyczków. Z nieba bez przerwy leciały ciężkie krople deszczu. To właśnie dzisiaj, tego strasznego, deszczowego dnia moje dzieci miały już na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi. Wokół mnie było pełno grobów, większość z postawionymi, marmurowymi pomnikami. Poustawiane na nich były liczne znicze, stroiki i wiązanki. Grób Sisi i Jack'a będzie znajdował się na samym końcu cmentarza, pod dwoma rozłożystymi sosnami. Z każdą chwilą coraz bardziej zbliżałam się do tego miejsca. Do moich uszu cały czas dochodził dźwięk śpiewanych przez księdza pieśni pogrzebowych. Chciałam rozpłakać się i wyrzucić w ten sposób z siebie choć trochę smutku, ale już dawno wypłakałam wszystkie możliwe łzy.
- Laura, pospiesz się. - powiedział mi do ucha Ross. Podniosłam głowę i zauważyłam, że idę najwolniej. Kiwnęłam lekko głową i przyspieszyłam kroku. Po chwili byliśmy na miejscu. Wszystko było już przygotowe przez zakład pogrzebowy, więc mogliśmy od razu zaczynać. Stanęłam na samym końcu, podczas gdy Ross wepchnął się przed księdza. Nie rozumiem tego człowieka, czy on naprawdę, nawet w chwili pogrzebu swoich dzieci, nie może zachować chociaż trochę powagi? Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w słowa, które wypowiadał ksiądz. Po kilku minutach skończył swój monolog i wskazał ręką na małe trumienki. Mężczyźni ubrani w czarne garnitury, bezgłośnie do nich podeszli i powoli spuścili pod ziemię. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Odwróciłam się i nie mówiąc ani słowa pobiegłam do samochodu.

*** Tydzień później ***

Od czasu, kiedy nasz dom się spalił mieszkamy u Rydel. I pewnie pomieszkamy tam, aż do wybudowania nowego. Źle się czuję z tym, że tak siedzimy jej na głowie, ale co innego możemy zrobić? Ten tydzień minął mi głównie na załatwianiu wszystkich formalności związanych z budową domu. Jak na razie mamy projekt, prace ruszą dopiero za kilka dni. Nowy dom będzie stał w tym samym miejscu, na którym ten spalony, ponieważ znalezienie nowego, równie dobrego miejsca zajęło by strasznie dużo czasu, a my chcemy móc wrócić do siebie jak najszybciej. W sumie, to ja chcę wrócić do siebie jak najszybciej, bo z tego co zdążyłam zauważyć przez ostatni tydzień, Rossowi bardzo się tutaj podoba. Nawet zbytnio nie przejął się stratą dzieci. Fakt, uronil kilka łez, ale to wszystko. Nie mam pojęcia co się ostatnio z nim dzieje. Odnoszę wrażenie, że to wszystko było dla niego na rękę. W końcu nie musi się niczym przejmować.

- Laura, szykuj się. - oznajmiła, wchodząca do mojego tymczasowego pokoju Rydel. 
- Po co? 
- Niespodzianka. - wywróciłam oczami na odpowiedź blondynki i wstałam z wygodnego łóżka. Dziewczyna odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
- To chociaż powiedz mi, w co mam się ubrać! - krzyknęłam, po czym podeszłam do szafy i otworzyłam ją. 
- W coś wygodnego! - odkrzyknęła. Śledziłam wzrokiem po półkach z poukładanymi ciuchami. Postanowiłam założyć zwykłą, białą bluzkę bez rękawów i czarne rurki. Było po 9, słońce nie grzało jeszcze tak mocno, dlatego do wybranego zestawu dodałam czarny kardigan. Kiedy się ubrałam, zeszłam na dół, gdzie czekała już na mnie Rydel. 
- Możemy iść. - ozmajmiłam, chwytając swoją torebkę. Dziewczyna pokiwała głową i podeszła do mnie. Z szafki wzięłam klucze i schowałam je do torebki. Przy wyjściu na zewnątrz, założyłam białe sandałki na obcasie i okulary przeciwsłoneczne. 

- Nie powiesz mi gdzie idziemy, prawda? - zapytałam po piętnastu minutach drogi.
- Nie. - odpowiedziała, kręcąc głową Rydel. Nie miałam żadnych podejrzeń, co do tego gdzie możemy iść, bo nie znałam tej części LA. 
- Ale mnie już tak strasznie bolą nogi... - narzekałam.
- Mówiłam, żebyś się wygodnie ubrała, to nie. Po co mnie słuchać? Najlepiej, założyć dwunasto centymetrowe obcasy! 
- Myślałam, że pojedziemy samochodem. - powiedziałam pod nosem, na tyle cicho, żeby Rydel tego nie usłyszała. Mój plan jednak nie powiódł się, bo dziewczyna wywróciła oczami i wydała z siebie zirytowany jęk. 

- Jesteśmy na miejscu. - powiedziała blondynka, wskazując ręką na wesołe miasteczko. - Widzę, że ci się podoba. - zaśmiała się i pociągnęła mnie w stronę wejścia.
- Skąd ten wniosek? - zapytałam, wciąż zachwycona celem podróży.
- Świecą ci się oczy. - odpowiedziała, tak jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do kasy. Wraz z przyjaciółką, kupiłyśmy bilety.
- To gdzie idziemy najpierw? - zapytała Rydel, kiedy weszłyśmy na teren wesołego miasteczka.
- Może tam? - Skierowałam palec wskazujący na ogromną kolejkę. Dziewczyna skinęła głową w odpowiedzi, po czym pociągnęła mnie we wcześniej wskazane miejsce. 

- To było... Zarąbiste! - wykrzyknęłam.
- Idziemy jeszcze raz? - zapytała rozpromieniona Delly.
- Coś ty, aż tak bardzo mi się nie podobało, żeby drugi raz stać w tej kolejce. - oznajmiłam. 

*** Następnego dnia ***


Wstałam dosyć wcześnie, bo już o siódmej. Od śmierci dzieci wstaję właśnie o takich godzinach, jakoś nie potrafię spać dłużej. Usiadłam i spojrzałam na drugą połowę łóżka. Była pusta, co oznaczało, że Ross nie wrócił na noc do domu. Wczoraj późno wrociłyśmy z wesołego miasteczka, byłam strasznie zmęczona, dlatego nawet nie zwróciłam uwagi na to, że go nie ma. W ciągu ostatniego tygodnia, już raz zdarzyło się, że nie wrócił na noc, ale wcześniej poinformował mnie, że zostaje u Rikera, a tym razem nic. Nawet nie zadzwonił. 

- Co dzisiaj robimy? - zapytałam, siadając na kuchennym blacie.
- Zakupy? - odpowiedziała pytaniem Rydel, na co skinęłam głową. Chwyciłam łyżkę, wsadziłam ją do przygotowanych przez blondynkę płatków, a następnie przystawiłam do ust.
- Rydel... - zaczęłam, przełykając śniadanie. - Wiesz gdzie jest Ross? 
- Nie martw się, wczoraj wieczorem dzwonił Riker i mówił, że Ross śpi u niego. - odpowiedziała. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do konsumowania posiłku. 

- I jak? - zapytałam, wychodząc ze sklepowej przymierzalni. Miałam na sobie błękitna, obcisłą sukienkę przed kolano. 
- Wyglądasz ślicznie. 
- Wziąć ją? 
- Jeszcze się pytasz?! Jasne! - wykrzyknęła na cały sklep Rydel. Uśmiechnęłam się lekko i z powrotem zamknęłam w przymierzalni, gdzie ubrałam się w swoje ubrania. Następnie poszłam do kasy, zapłaciłam, po czym usiadłam na ławce przed sklepem, na której postanowiłam poczekać na przyjaciółkę. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, który siedział dokładnie dwie ławki obok. Wpatrywał się we mnie i nic nie robił sobie z tego, że również na niego patrzę. Zaraz... Czy ja czasem nie widziałam go wczoraj w wesołym miasteczku?!

____________________

Zostaw ślad po sobie 👇👇 ☺
/Sisi 

5 komentarzy:

  1. gdzie jest Ross shieet
    nie wiem co więcej napisać więc do następnego!

    btw. jak zawsze super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział
    czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Supi,supi mąż jest dumny hahhaaha

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie miśki ^^