niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 45 "Jak za starych, dobrych czasów..."

*** Oczami Laury ***
*** 5 kwietnia ***

Zakręciłam butelką i wypadło na Rocky'ego.
- Zadanie - oświadczył.
- Na początku łatwe - pocałuj Arianę, ale tak namiętnie! - powiedziałam.
- Eee, z przyjemnością - powiedział Rocky, po czym wykonał zadanie.
Zakręcił butelką i wypadło na Rydel.
- Zadanie - oświadczyła.
- Hmmm, rzuć tortem w Ratlifka - powiedział Rocky.
- CO? - wypalił Ell, ale po chwili był cały w torcie -  Nie zapomnę ci tego, Rocky!
- Kręć, Delly - powiedział Rocky, nie zważając na Ellingtona.
Wypadło na mnie.
- Zadanie - powiedziałam.
- Pocałuj Rossa - jak za starych, dobrych czasów... - powiedziała Rydel.
- Tylko, teraz to mój mąż, a wtedy nawet chłopakiem nie był... Żaden problem - oświadczyłam, po czym wykonałam zadanie i poczułam się jak rok temu, gdy graliśmy ostatnio (może nie byłam taka przerażona).
Zakręciłam butelką i wypadło na Rossa.
- Ymm, wolę pytanie - oświadczył Ross.
- Sugerujesz coś? - spytałam z chytrym uśmieszkiem męża - Co robiłeś wczoraj z Davidem?
Wszyscy wytrzeszczyli oczy na blondyna, a Rydel wyglądała, jakby chciała przywiązać Rossa do drzewa i wycisnąć z niego wszystko
- Dałem mu numer, aby mógł się z nami kontaktować - wypalił brązowooki.
- Po co? - spytali wszyscy.
- Bardzo mu było przykro i chciał nas przeprosić. Obiecał, że już nic nie zrobi, z resztą, ma nadzór policyjny - opowiedział Ross.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć - wypaliła Rydel.
- Zobaczymy - powiedział mój mąż, po czym zakręcił butelką i wypadło na Rylanda.
- Pytanie - powiedział najmłodszy Lynch.
- Kochasz kogoś? Tak bardzo chciałeś... - spytał blondyn.
- Tak - wszyscy popatrzyli na niego jak nigdy - Ar... Oddaje fant! - wypalił niezdecydowany Ryland i oddał koszulkę. Po chwili chłopak wprawił butelkę w ruch. Wypadło na Rossa.
- Wyzwanie - Rzucił blondyn.
- Hm....  Nie chce mi się już grać... - Powiedział wstający z miejsca Ryland. Spojrzałam na zegarek: "23:28". Podeszłam do nocnej szafki i wyciągnęłam małe pudełeczko.
- Co to? - Zapytała Rydel.
- Ymm.... Nie wiem - Odpowiedziałam, wyciągając kleiste coś z jego zawartości. - To chyba glut... - Powiedziałam rozbawiona.
- Laura, ty pijana jesteś? - Zapytał podchodzący do mnie Ross.
- Nie wiem! - Wykrzyknęłam, cały czas się brechtając.
- Ona chyba coś brała.... - Oświadczył, wstający z miejsca Riker.

*** Oczami Narratora ***
*** Dwie godziny później ***

Po dwóch godzinach w domu Laury i Rossa zapanował spokój. Wszyscy rozeszli się do swoich domów, a małżeństwo Lynch poszło spać. Nieoczekiwanie w środku nocy ktoś zadzwonił do blondyna. 
- Halo? - Zapytał szeptem chłopak, jednak nikt się nie odezwał. - Halo? - Ponowił próbę, lecz bardziej stanowczo. Ponownie odpowiedziała mu głucha cisza. Brązowooki wstał z łóżka i udał się do kuchni. Z lodówki wyciągnął ser, a z chlebaka chleb. Wszystko posmarował grubą warstwą masła i skonsumował. 
- Ross?! - Zawołała Laura.
- Już idę! - Odkrzyknął, obżerający się kanapką Ross. 
- Ktoś dzwonił? - Zapytała przejęta brunetka.
- Nie, nic kochanie, śpij... - Powiedział blondyn, kładąc się do łózka. Zamknął swoje ociężałe powieki i zapadł w głęboki sen. 

*** Oczami Laury ***
*** Następnego dnia ***
 *** 6 Kwietnia ***

Powoli zaczęłam otwierać oczy. Słońce przedzierające się przez okno raziło moje powieki. Bezczynnie usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w męża. On jest taki słodki - Myślałam. Po chwili usłyszałam ciche skomlenie. Z każdym moim krokiem stawało się coraz głośniejsze. Pomału otworzyłam drzwi wejściowe i ujrzałam małego pieska.
- Co ty tutaj robisz? - Zapytałam kucając przy futrzaku. Był zaniedbany i brudny, jednak biło od niego ciepło. Na pierwszy rzut oka było widać, że potrzebował miłości. Nie był duży, miał może z trzy miesiące. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do łazienki. Dokładnie go umyłam i nakarmiłam szynką. - Teraz jesteś piękny - Powiedziałam. - Jakie by ci dać imię? - Myślałam na głos. 
- A to chłopak czy dziewczyna? - Zapytał zza moich pleców Ross. 
- Jeśli cię to tak bardzo ciekawi... To sprawdź!! - Wykrzyknęłam, wybuchając śmiechem. 

____________________
Hejooo!! Dzisiaj taki trochę krótszy, ponieważ długi był wczoraj xD Piszcie swoje opinie w komentarzu <3

/Sisi
/Jack :)\

sobota, 22 lutego 2014

Gify!

Jezuuuu! Ale mi się nudzi! Macie tutaj gify, które kocham <3

Laura <3









Ross <3









Rydel <3





Riker <3





Rocky <3





Ell <3





Raini <3



Calum <3



No to wszystko XD Jak wam się podobają? Rozdział pojawi się jutro, Jack dostał jakiegoś szału na pisanie xD

/Sisi <3





Dwie informacje xD


Informacja pierwsza... Ten post jest 69 xD (Zboczona ja >.< ) A druga informacja.... 20000 WYŚWIETLEŃ! Baaaaardzo dziękujemy <3

/Sisi <3

Rozdział 44 "Niestety, nie mam innego wyjścia"

 *** Oczami Laury ***
*** Godzinę wcześniej ***

Zaczęłam pomału się budzić. Wszędzie byli lekarze, a nade mną jakieś urządzenia. 
- Gdzie ja jestem? - Zapytałam, głosem jak z medycznego serialu.
- Zgaduję, że w szpitalu. Zapadła pani w śpiączkę na ławce. - odpowiedział mi "dziwny" lekarz.
- Aha, miło wiedzieć - odparłam.
- Dostała pani lekarstwa, powinna pani znowu zasnąć, aby zadziałały. - powiedział lekarz.
No więc zasnęłam. Zobaczyłam Rossa, z bombonierką i różą w ustach. Ukłuł się, wypuścił ją, a ona spadła na ziemię. Ciemność. Po chwili widzę dzieci, bawiące się w piaskownicy. Jedno rzuciło drugie piaskiem i rozległ się płacz. Koniec. Obudziłam się i ujrzałam lekarza z kubkiem.
- To dla pani. Zielona herbata. - powiedział.
- Ale ja się czuję dobrze, mogę wrócić do domu? - spytałam.
- Absolutnie, to niemożliwe. - odpowiedział lekarz.
Po chwili wparowała pielęgniarka:
- Panie doktorze, ktoś do pana - powiedziała.
- Zaraz wracam - oświadczył mi lekarz.
Po chwili wrócił i usiadł na krześle obok. Wpatrywał się we mnie.
- No czego pan chce? - spytałam.
- Nie, nic, po prostu siedzę - odpowiedział (trochę zakłopotany) lekarz.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Usiadłam na łóżku i popijałam herbatę. Po chwili do sali wtargnął... Ross!
- Aha, czyli to jest ten ciężki stan?!
- Proszę stąd natychmiast wyjść, bo zawołam... pielęgniarki! - krzyknął lekarz (chyba nie wiedział, co powiedzieć...)
- Ale się boję! - odkrzyknął Ross - Nic Ci nie jest? - podbiegł do mnie blondyn.
- Nie, ale on mnie nie chce puścić do domu. - pożaliłam się mężowi.
- Dlaczego? - spytał grzecznie lekarza.
- Ponieważ... yyy, ponieważ... jej stan jest ciężki! - Odpowiedział wymyślnie doktor. Odłożyłam herbatę i przytuliłam blondyna. Chłopak odwzajemnił mój gest i promiennie się uśmiechnął.
- Da mi pan ten wypis? - Zapytałam mężczyzny w białym fartuchu. Lekarz niechętnie się zgodził i poszedł do swojego gabinetu po jakiś kwitek. Podpisałam go i mogłam iść do domu. Na korytarzu zebrała się całą rodzina. - Co wy tu robicie? - Zapytałam z niemałym zdziwieniem.
- Martwimy się o ciebie - Powiedziała podchodząca do mnie Nessa. Popatrzyła mi prosto w oczy i przytuliła. Właśnie tego mi brakowało. Tej siostrzanej miłości - Myślałam.
- Mam do ogłoszenia bardzo ważną wiadomość! - Zaczął Riker - Otóż, Ross i Laura w tajemnicy przed nami wzięli ślub - Dokończył, uradowany blondyn. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, jak się zachować. Po mojej głowie chodziły najgorsze myśli. "A co jeśli tego nie zaakceptują?". Ross jakby czytał mi w myślach, objął mnie dodając mi otuchy.
- No to... Niestety nie mam innego wyjścia.. - Zaczęła podchodząca do nas Rydel. Po tych słowach krew w moich żyłach stanęła. - Muszę wam pogratulować - Dokończyła z uśmiechem.

*** Oczami Rydel ***
*** Dwa dni później ***
*** 4 Kwietnia ***


- Riker! Musimy poważnie pogadać! - Wykrzyknęłam do brata. - Jak pewnie wiesz, zbliżają się urodziny Ratliffa i Rylanda. - Powiedziałam, gdy mój braciszek raczył się zjawić.
- I... Ma być impreza, tak? - Zapytał.
- No... Tak. - Odpowiedziałam. Blondyn jak gdyby nigdy nic odwrócił się i poszedł do kuchni. Wygląda na to, że sama będę musiała wszystko zorganizować.. - Myślałam załamana. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Wzięłam do ręki telefon i wykręciłam numer. - Hej Lau! Co porabiasz? - Zapytałam. 
- Aktualnie się nudzę, a co? 
- To  nigdzie się nie ruszaj, zaraz będę - Powiedziałam i rozłączyłam się. Założyłam wygodne trampki i wyszłam z domu udając się w stronę posesji Laury i Rossa. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Zapukałam lekko do drzwi, lecz nikt mi nie otworzył. Ponowiłam próbę, tym razem z większą siłą. Po chwili po drugiej stronie drzwi pojawiła się Laura. 
- Hej!- Wykrzyknęła. Odpowiedziałam jej tym samym i "wtargnęłam" do domu.
- To tak... Jak pewnie wiesz.... Zbliżają się urodziny Ellingtona i Rylanda, przydałoby się jakieś przyjęcie urodzinowe. - Wyjaśniłam.
- Mam ci pomóc w zorganizowaniu? - Zapytała.
- No... Tak mniej więcej - Odpowiedziałam z uśmiechem. - Zgodzisz się? Proszę, proszę, proszę... - Ciągnęłam.
- Oczywiście, że tak.

*** Oczami Rossa ***

Wsadziłem dzieci do wózka i udałem się z nimi na spacer. Przechodziłem ciemnymi uliczkami LA, gdy nagle natrafiłem na przenośną toaletę. W jednej chwili wszystkie wspomnienia wróciły. Szpital, Laura... Chciałem o tym zapomnieć, więc udałem się w dalszą drogę. Co jakiś czas Sisi płakała, ale z tym nie było większych kłopotów, ponieważ wystarczyło lekko poruszać wózkiem. Szedłem w milczeniu rozmyślając, gdy nagle wjechałem w jakiegoś mężczyznę.
- Przepraszam, zagapiłem się... - Powiedziałem.
- Nic się nie stało, Ross.
- Skąd.... David?! - Wykrzyknąłem.  - Czego ty tu jeszcze chcesz? - Zapytałem spokojniej.
- Chciałem was przeprosić i zacząć wszystko od nowa... - Powiedział brązowowłosy.
- Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytałem.
- Pomożesz mi?

*** Oczami Laury ***

- Wszystko odbędzie się w naszym domu, nie wiem kiedy zacząć przygotowania. - Powiedziała zmieszana Delly. 
- Hm... A może zrobimy to wszystko tutaj, a impreza będzie już jutro? - Zapytałam. 
- To świetny pomysł! - Po tych słowach zaczęły się wielkie przygotowania. Wszędzie powiesiłyśmy serpentyny i balony. 
- Ja pójdę do sklepu po napoje i przekąski! - Wykrzyknęłam do blondynki. Założyłam brązowe koturny i wyszłam z domu. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę pobliskiego sklepu. Po kilku minutach drogi w oddali dostrzegłam dwóch mężczyzn. Blondyna i bruneta. Kogoś mi przypominali, więc postanowiłam podejść bliżej. Po chwili zauważyłam, że to Ross i David. Schowałam się za małym drzewkiem, w niedalekiej odległości, aby słyszeć ich rozmowę. 
- Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytał Ross.
- Pomożesz mi? - Odpowiedział, pytaniem na pytanie David. 
- Obiecujesz, że już nic nie zrobisz? 
- Obiecuję - Po tych słowach blondyn wręczył Davidowi jakąś kartkę i odszedł. O co w tym wszystkim chodzi? - Pytałam się w myślach, ale oczywiście nie uzyskałam odpowiedzi. Wyłoniłam się zza rośliny i poszłam w stronę sklepu. Weszłam do marketu i kupiłam potrzebne rzeczy. Gdy wróciłam do domu Ross już tam był. Postanowiłam na razie nie mówić mu, o moim odkryciu.  

*** Oczami Ellingtona ***
*** Następnego dnia ***
 *** 5 Kwietnia ***

- Ratliff! Wstawaj! - Wykrzyknęła Rydel. 
- Co ty tu robisz? - Zapytałem zdziwiony. 
- Jak to co? Budzę cię! - Odpowiedziała blondynka. Ociągając się wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Umyłem zęby, ubrałem się i poprawiłem włosy. - A teraz ubieraj buty, idziemy! - Wykrzyknęła bardzo wesoła Delly. O nic więcej nie pytając, nałożyłem buty i poszedłem za dziewczyną. 
- Ale... To jest dom Laury i Rossa... - Powiedziałem, po dojściu na miejsce. Rydel nie powiedziała nic, tylko uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za sobą. Przy wejściu do środka zastaliśmy Rylanda i Laurę. - Okej, teraz to ja w ogóle nic nie rozumiem... - Powiedziałem zdziwiony. Lau otworzyła drzwi do domu, a my weszliśmy do środka. 
- Niespodzianka! - Wykrzyknęli wszyscy, pochowani za fotelami, meblami i urządzeniami. 
- Ale urodziny mam dopiero za tydzień.. - Odezwałem się.
- Ale impreza jest dzisiaj - Wykrzyknęła, porywająca mnie do tańca Delly.  

*** Oczami Rylanda ***
*** Godzinę Później ***

Fanie, wszyscy sobie z kimś tańczą, a ja siedzę sam. Najlepsza urodzinowa impreza. - Myślałem, siedząc przy stole i zajadając się paluszkami. Z nudów poszedłem na górę i włączyłem tablet. "Flappy Bird" - Pomyślałem, klikając ikonkę z ptakiem. 
- AAAAA! - Wydarłem się na cały dom. - Jaka ta gra jest głupia! 
- Czego się drzesz? - Zapytała wchodząca Ariana. 
- No... To... Przez tą grę. - Powiedziałem, wskazując palcem na urządzenie. 
- Flappy Bird? - Zapytała czerwonowłosa. Moja odpowiedź była twierdząca. Pomału się uspokajałem, lecz nadal byłem zdenerwowany. - Też tego nie lubię - Dodała, wychodząc. Jaka ona piękna, jej włosy tak ładnie się układają - Myślałem. Uśmiechnąłem się do siebie i zszedłem na dół. 
- Zatańczysz? - Ze strachem w oczach zapytałem Ariany. 
- Oczywiście - Odpowiedziała, z wielkim uśmiechem na ustach. 

*** Oczami Laury ***
*** Klika Godzin Później ***

- Uwaga! Teraz zagramy w butelkę! - Ogłosiłam wyłączając muzykę. Zasiedliśmy w kole i się zaczęło....

____________________
Jey! Ostatkiem sił skończyłam go... Jack miał coś dopisać, ale popsułby te piękne zakończenie xD
Ten rozdział zadedykowany jest: W.Lynch :)

/Sisi <3
/ Jack :)\

piątek, 21 lutego 2014

Po remoncie

Witaj rodzinko po remoncie bloga! Mamy nowy szablon z Graficzarowni, za który bardzo dziękujemy! ;)
Zmieniliśmy też formę "następnego rozdziału" (kartka z kalendarza :D) i dodaliśmy teledyski R5 do paska bocznego :) Mamy nadzieję, że się podoba. Postanowiliśmy, że bloga będziemy prowadzić tylko w dwójkę (Sisi <3, Jack:))
Pozostańcie z nami!
/Jack :)
/Sisi <3

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 43 "Widocznie za młody jesteś"

 *** Oczami Laury ***
*** 2 kwietnia ***

Rozbawiona wstałam z krzesełka i podeszłam do Rossa.  
- Przepraszam - Powiedział robiąc "szczenięce oczy" i pięknie się uśmiechając.
- Wybaczam - Powiedziałam hamując śmiech. Pomalutku zeszłam na dół i zrobiłam śniadanie. 
- Ja już jadłem! - Wykrzyknął blondyn. Skonsumowałam naleśniki i pomaszerowałam do łazienki. Wyciągnęłam moją szczoteczkę, nałożyłam pastę i zabrałam się za mycie zębów. Następnie ubrałam białą, krótką, zwiewną sukienkę, a włosy przeczesałam szczotką. Popsikałam się orzeźwiającymi perfumami i zadowolona wyszłam z "pokoju czystości". 
- Pięknie wyglądasz - Powiedział, obejmujący mnie brązowooki. Uśmiechnęłam się w podzięce i zabrałam się za zmywanie naczyń. - Istnieje takie coś jak zmywarka - Powiedział chłopak wpatrując się we mnie. Nic nie mówiąc kontynuowałam rozpoczętą pracę. Po zmyciu wszystkiego udałam się na górę. Posprzątałam walające się na ziemi ubrania, nakarmiłam dzieci i powycierałam kurze. Po zakończonych czynnościach ubrałam Sisi w małą, modną sukieneczkę, a Jack'a w bluzkę i dresowe spodnie.
- Ross! Nastaw pranie! - Wykrzyknęłam do męża, wychodząc na taras. Umieściłam dzieci w kołysce, a sama poszłam zrobić herbatę. Wlałam wodę do czajnika i czekałam aż się zagotuje. Następnie wrzuciłam torebkę herbaty do filiżanki i zalałam wrzątkiem. Wróciłam na taras i z zaciekawieniem wpatrywałam się w śpiące bliźniaki. Po kilku minutach obok mnie zasiadł Ross. Wtuliłam się w jego ramiona i w mgnieniu oka zasnęłam.

*** Oczami Rikera ***

- Kocham cię - Powiedziałem "odklejając się" od Vanessy. Dziewczyna wpatrywała się we mnie jakby na coś czekała. A... Tak - Pomyślałem, przypominając sobie, że nie jest jeszcze moją dziewczyną. - Vanesso Marano, czy uczynisz mi tez zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - Zapytałem, z nadzieją na twierdzącą odpowiedź. 
- Oczywiście, że tak! - Wykrzyknęła, całując mnie. Odwzajemniłem jej gest i uśmiechnięty usiadłem na łóżku. - Coś jest nie tak? - Zapytała, przejęta dziewczyna.
- Nie, nie. Wszystko dobrze, tylko nie mogę w to uwierzyć - Powiedziałem z wielkim uśmiechem na ustach.

*** Oczami Ariany ***

- To dlaczego się wtranżalasz? - spytałam Rylanda.
- No bo wszyscy kogoś kochają, tylko ja jestem sam... - użalał się najmłodszy Lynch.
- Widocznie za młody jesteś - szydził z młodego Rocky.
- Hahaha, bardzo śmieszne. Ja ci zaraz dam młody, jestem 2 lata młodszy od ciebie... - kłócił się Ryland.
- Trzy - kontynuował Rocky.
- Za 2 tygodnie mam siedemnaste urodziny!
- A ja za 7 miesięcy dwudzieste!
- CISZA! Jak dzieci... - przerwałam kłótnię.
- No, to się tyczy jego. - powiedział Rocky.
- Zamknij się! - uciszyłam chłopaka.
- A nikogo nie kochasz? - spytałam najmłodszego.
- No właśnie nie! - odkrzyknął.
- To się zakochaj, a teraz idź do swojego pokoju - powiedziałam.
Ryland poszedł, po czym zaczęliśmy kontynuować po raz trzeci. Tym razem Ryland został w pokoju. Było coraz namiętniej, gdy wszedł Riker z Vanessą.
- NIEEEE! - wydarłam się na całe miasto.

*** Oczami Laury ***

*** Ptaki. Wszędzie ptaki, latające po niebie bez celu. Na ziemi bawiące się dzieci, a w oddali wielki dom. Nagle z nieba zaczyna lecieć deszcz, który z każdą chwilą staje się coraz mocniejszy. Dzieci biegną w stronę domu, potykając się o błotniste kałuże. Po chwili deszcz przestaje padać, a na niebie pojawia się kolorowa tęcza. ***

- Pełna radości i duchowego spokoju, otworzyłam oczy. Byłam w tej samej pozycji: wtulona w męża. Wzięłam łyk zimnej już herbaty, wpatrywałam się w ruszające się drzewa, świecące słońce, płynące po niebie chmury. 
- O czym tak rozmyślasz? - Zapytał Ross. 
- O wszystkim - Powiedziałam, jeszcze bardziej się uśmiechając. Podeszłam do kołyski, wzięłam na ręce Sisi, a Jack'a podałam blondynowi. Z zaciekawieniem wpatrywałam się w twarzyczkę małej dziewczynki, przypominając sobie o śnie. Czy on może coś znaczyć? Postanowiłam nie przejmować się nim. - Może pójdziemy na spacer? - Zapytałam, nadzwyczaj spokojnego brązowookiego. Po jego twierdzącej odpowiedzi udałam się z bliźniakami do garderoby, w celu ubrania ich w odpowiednie stroje na spacer. Małej dziewczynce założyłam różową czapeczkę, białą bluzeczkę, jasnoczerwone spodenki i czarne buciki, chłopcu nałożyłam podobny komplet, lecz w ciemniejszych barwach. - Możemy iść! - Krzyknęłam, wsadzając dzieci do błękitnego wózka. Wyszliśmy z domu kierując się w stronę pobliskiego parku. Powolnym krokiem przemieszczaliśmy się w milczeniu, nagle zza moich pleców usłyszałam ciche wołanie. Nie przejęłam się tym i dalej kontynuowałam wycieczkę. Wołanie nie ustępowało, wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Przystałam i odwróciłam się, jednak nie zauważyłam nic nadzwyczajnego. Bawiące się dzieci, psy. Nic, co mogłoby mnie wołać. Ruszyłam dalej, ale nadal słyszałam głosy. Poczułam przeszywający mnie ból. Nie wytrzymałam. Usiadłam na pobliskiej ławeczce, nie mogąc opanować bólu. Blondyna nie było przy mnie, ponieważ po drodze wszedł do sklepu. Nie wiedziałam co robić. Z każdą chwilą czułam się gorzej, wirował świat i było mi niedobrze. Po chwili odpłynęłam...

*** Oczami Rikera ***

- Okej, okej. Już nie przeszkadzamy... - Powiedziałem, wycofując się z pomieszczenia. - Może pójdziemy gdzieś się przejść? - Zapytałem Vanessy. Odpowiedziała twierdząco. Po chwili przygotowań wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę parku, położonego niedaleko. Przechodząc obok sklepu, zauważyłem Rossa. - Hej, co ty tutaj robisz? - Zapytałem, ze zdziwieniem brata. 
- Em.. No... Szukam Laury i dzieci - Odpowiedział zaniepokojony. Razem z Nessą zaproponowaliśmy pomoc w poszukiwaniach. Błądziliśmy alejkami, gdy nagle na ławce dostrzegłem leżącą dziewczynę. Domyśliłem się, że to Laura i pędem ruszyłem w jej stronę. 
- Laura! Laura! - Krzyczałem do dziewczyny, jednak bez skutku. Kilka sekund później podbiegli Ross i Van. - Dzwoń na pogotowie! - Krzyknąłem do brata. W mgnieniu oka pojawiła się karetka i zabrała Laurę. Po długich błaganiach lekarze pozwolili nam jechać z nimi. 

*** Oczami Rossa ***

Miałem mętlik w głowie. Wszystko działo się tak szybko, Laura, płaczące dzieci. Bliźniaki zostały na miejscu z Vanessą, a ja z bratem pojechałem do szpitala. Na miejscu było koszmarnie. Przypominały mi się wszystkie chwile z Rydel. Najpierw choroba, później żyletki, a teraz Laura. Strasznie się o nią bałem. W ogóle nie wiedziałem co jej się stało. Po dwóch godzinach czekania, z sali dziewczyny wyszedł lekarz.
- Jest tutaj ktoś z rodziny Laury Marano? - Zapytał.
- Właściwie to nie... - Zaczął Riker.
- Jestem jej mężem - Wtrąciłem się. Riker nie wiedział, o co chodzi. Nasz ślub był potajemny, więc nikt jeszcze o nim nie wiedział. 
- Stan Laury jest ciężki, ale stabilny - Zakomunikował doktor. Nie mówiąc nic więcej wrócił do sali. Bezradnie usiadłem na krzesełku. Wpatrywałem się w przepalającą się lampę. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Gdy w moim życiu wszystko zaczynało się układać, zawsze musiało się coś rozpieprzyć. Po jakimś czasie moich rozmyśleń, zaczęła schodzić się cała rodzina. Rydel, Ariana, Vanessa z bliźniakami, Ryland. Nawet Rocky. Wziąłem na ręce dzieci i bardzo mocno je przytuliłem. Chciało mi się płakać. Moje życie w jednej chwili straciło sens. Wpatrywałem się w senne oczka dzieci, zapominając, o otaczającym mnie świecie. Wtedy liczyłem się tylko ja, Sisi, Jack i Laura. Nie wytrzymałem napięcia. Wsadziłem dzieci do wózka i wtargnąłem na salę. Widok, który tam zastałem był zaskakujący. Zobaczyłem siedzącą na łóżku Laurę, popijającą zieloną herbatę.
- Aha, czyli to jest ten ciężki stan?- Wściekły zapytałem lekarza.

____________________
BONUS! XD Te rozdział zadedykowany jest: Julii Plutowskiej :)

/Sisi <3
/Jack 

Dedyki

Jest na Fanpage'u, to powiem i tu ;)
Sisi wpadła na pomysł (wg mnie świetny), że będziemy losować jedną osobę z wielu, która napisała komentarz pod poprzednim rozdziałem i jej dedykować rozdział. Losowanie będzie się odbywać poprzez karteczki (piszę nicki, gniotę kartki, mieszam i losuję jedną).
W tym tygodniu losowanie zrobię ja ;).

/Jack :D

poniedziałek, 17 lutego 2014

Tak w międzyczasie xD

Hejooo! Moja kochana, Kochana Misia założyła swojego pierwszego bloga! Oto link: KLIK Wchodźcie, komentujcie, obserwujcie itd. :D

Tutaj rozdział pojawi się w weekend :)

/Sisi <3

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 42 "To dlatego tak cuchnął"

*** Oczami Laury ***

- Co, jak, kto? - Miałam mętlik w głowie - Dlaczego nie siedzisz w areszcie? - Ross, ROSS! - Wołałam męża.
- Co, ty mnie znasz, skąd? - David stał się niespokojny.
- Hmm, niech pomyślę... Zgwałciłeś moją szwagierkę... - powiedziałam z sarkazmem.

***W tym samym czasie - oczami Ross'a***

- Gdzie ona uciekła, pewnie się obraziła... - myślałem.
- Ross, ROSS! - usłyszałem krzyk Laury.
Zobaczyłem ją na końcu alejki. Puściła rękę jakiegoś mężczyzny, po czym zaczęła się szarpać. Tym mężczyzną był David, ten gwałciciel.
- Nie, teraz spróbuję innym sposobem - byłem przerażony. Zadzwoniłem na policję.
- Tak, gwałciciel szarpie kobietę na Linden Street. Tylko szybko! - na marne próbowałem się uspokoić.
Odłożyłem słuchawkę i ruszyłem w kierunku Laury i Davida.
- Zostaw ją debilu! - krzyknąłem.
David zaczął uciekać w kierunku skrzyżowania. Nagle zza rogu wyjechały radiowozy i zagrodziły mu drogę ucieczki. Wybiegli i wrzasnęli:
- Policja! Na ziemię! - David odpuścił i podniósł ręce. Policjanci go aresztowali, a jeden z nich powiedział do niego:
- No, teraz chyba już się odechce ucieczek, co? 
- On uciekł? - spytałem.
- Bardzo sprytnie. Przez kanalizację! - odpowiedział funkcjonariusz, po czym wybuchnąłem śmiechem.
- To dlatego tak cuchnął - powiedziała Laura.
- Nic ci nie jest kochanie? - z zakłopotaniem spytałem żony.
- Na szczęście nic mój bohaterze - od razu zrobiło mi się lepiej.
Policjanci zapakowali Davida do radiowozu i odjechali. My poszliśmy do domu. Rozpakowałem zakupy, a Laura poszła na górę nakarmić Jack'a i Sisi. Wyjąłem bezalkoholowego szampana i czekoladki. Postawiłem na stole świece i czekałem na Laurę. Po kilku minutach zjawiła się. Miała na sobie piękną czerwoną sukienkę, złoty łańcuszek i srebrne kolczyki.
- Pięknie wyglądasz... Siadaj - Powiedziałem odsuwając krzesło.
- Dziękuję - Odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.

*** Oczami Rocky'ego ***

- Ariana! Ariana! Gdzie polazłaś? - Wołałem czerwonowłosą. 
- Już idę, idę - Powiedziała wchodząc do pokoju.
- Wiesz, że cię kocham? - Zapytałem z sarkazmem.
- Domyślam się - Odpowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy. Zaczęła mnie namiętnie całować. Z każdą chwilą napięcie wzrastało. Usiadłem okrakiem na dziewczynie, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Riker.
- Ummm... To ja wam nie przeszkadzam... - Powiedział zakłopotany.
- No to jak nie przeszkadzasz to wyjdź - Odpowiedziałem chamsko.
- Riker! Gdzie łazisz! Kolacje miałeś gotować. - Wołała wchodząca za blondynem Rydel. Kto tu jeszcze przylezie?"- Myślałem w złości.

*** Oczami Vanessy ***

" Kocha, nie kocha... Kocha, nie kocha..." - Myślałam skubiąc płatki stokrotki. Od jakiegoś czasu podobał mi się Riker, jednak nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Po moich policzkach pomału zaczęły lecieć łzy. Łzy bezradności, smutku, niewiedzy. Odpaliłam komputer i weszłam na Facebook'a. " Riker Lynch" - Pomyślałam i kliknęłam okienko czatu. " Kocham cię, ale nie wiem jak ci to powiedzieć" - Napisałam. Wpatrywałam się bezradnie na napisane słowa. Nagle w kieszeni poczułam wibracje telefonu. 
- Jezuuu.... Czego chcesz? - Zapytałam wesołej Laury. 
- Ym.... Co? - Zapytała ze zdziwieniem - Pomyliłam numery - Dodała po chwili i rozłączyła się. "Ugh" - Myślałam waląc głową w klawiaturę. Po chwili zorientowałam się, że moja wiadomość została wysłana.
- NIEEEE! -Wydarłam się na cały dom. 

*** Oczami Laury ***

Siedziałam na kolanach Rossa. Świece migotały robiąc malowniczy nastrój. Wtuliłam się w ramiona blondyna. Nagle usłyszałam płacz dziecka. Spokojnie, tylko spokojnie... - Myślałam wstając z brązowookiego. Powolnym krokiem udałam się w stronę dzieci. Wzięłam na ręce Sisi i nakarmiłam ją. Z Jack'iem nie było żadnym problemów, ponieważ smacznie spał. Usiadłam na małym krzesełku i w mgnieniu oka zasnęłam. 

*** Oczami Rikera ***
*** Następnego dnia ***
*** 2 Kwietnia ***

Słońce, przedzierające się przez zasłonięte okno, raziło mnie w oczy. Przeciągając się wstałem z łóżka i włączyłem komputer. "Masz jedną nieodebraną wiadomość" - Przeczytałem. Kliknąłem małą chmurkę i wyświetlił się dziwny napis " Kocham cię, ale nie wiem jak ci to powiedzieć". W mojej głowie latało tysiące myśli. Spojrzałem na nadawcę. "Vanessa". Położyłem się na łóżku i myślałem nad moimi uczuciami. Chwilę później do pomieszczenia weszła Rydel.
- Hej, braciszku. - Powiedziała, uśmiechając się. Usiadłem na miękkiej kołdrze i poklepałem ręką miejsce obok mnie. Blondynka posłusznie usiadła i z zaciekawieniem wpatrywała się we mnie. - To... O co chodzi? - Zapytała po chwili milczenia.
- No... Nessa.. - Powiedziałem wskazując palcem na monitor. Dziewczyna jeszcze bardziej uśmiechnęła się i zapytała:
- Kochasz ją?
- Ym... No... Chyba, może.. Nie, tak.... Tak... - Powiedziałem na jednym tchu.
- Czyli tak. - Zakomunikowała wybiegając z pokoju. Jeśli zrobi coś głupiego... Zastrzelę ją - Myślałem, ruszając za siostrą.
- Ej!!! Gdzie ty lecisz? - Krzyczałem, wybiegając przed dom w "ciuchach do spania".
- Tam, gdzie powinnam! - Odkrzyknęła i pobiegła przed siebie. Wróciłem do domu, gdzie zrobiłem śniadanie i ubrałem się. Po wykonaniu czynności, udałem się do mojego pokoju, uruchamiając system komputera. "Wcale nie musisz kłamać" - Napisała Vanessa. " Ale ja nie kłamię..." - Odpisałem po chwili. Nagle usłyszałem dzwonek telefonu.
- Halo? - Zapytałem niepewnie, podnosząc słuchawkę.
- Wbijaj do nas - Powiedział uradowany Ross.
- Eeee? Nie chce mi się - Odpowiedziałem rozłączając się. Jednak blondyn był uparty i natrętnie dzwonił. - Mówiłem, że mi się nie chce! - Krzyknąłem odbierając.
- A... No jak nie chcesz ze mną gadać, to nie. - Powiedziała zakłopotana Nessa.
- Ojej! Myślałem, że to Ross! - Krzyczałem do słuchawki. Niestety, dziewczyna zdążyła się rozłączyć. Zawsze wszystko muszę popsuć - Myślałem, waląc głową w ścianę. Po chwili poczułem lekkie szturchanie w ramię.
- Oj, już dobrze - Zakomunikowała, przytulająca mnie Van. Było jak w bajce. Serce podskakiwało mi do gardła, wybijając przy tym różne rytmy. - Serio mnie kochasz? - Zapytała z zwątpieniem.
- Oczywiście, że tak, skarbie - Odpowiedziałem lekko całując ją w usta.

*** Oczami Ariany ***

- Tralalala tralalaa - Podśpiewywałam w drodze do sklepu. Przeskakiwałam popsute chodniki, a wskakiwałam na czyste i ładne. 
- Dzień dobry! - Powiedziałam wchodząc do sklepu. 
- Dobry.. Co podać?- Zapytała kasjerka. 
- Ym.. No.. Chleb. - Powiedziałam po chwili zastanowienia. Zapłaciłam za "Bardzo duże zakupy" i  ruszyłam w stronę domu Lynch'ów. 
- Kochanie wróciłam! - Krzyknęłam wchodząc do kuchni. Włożyłam chleb do chlebaka i poszłam do Rocky'ego. 
- Dokończymy to, co zaczęliśmy wczoraj? - Zapytał uwodzicielskim głosem.
- Nieeee! - Wykrzyknął, wchodzący do pokoju Ryland. 
- CO TY TU ROBISZ? - Wykrzyknęłam, waląc najmłodszego Lynch'a po głowie. 
- No wydaje mi się, że stoję! - Powiedział, trzymając się za głowę. 

*** Oczami Laury ***

Obudziłam się na krzesełku, obok łóżeczek dzieci. Gdy tylko na nie spojrzałam na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech.
- Pięknie wyglądają - Powiedział stojący za mną Ross.
- To prawda, ale z tobą nie gadam - Powiedziałam robiąc minę pt.: "Foch forever". - Nie przeniosłeś mnie do łóżka. Musiałam spać na krzesełku. - Dodałam po chwili.

____________________

Taki tam trochę dłuższy :D Jest bezsensowny... Dzisiaj nie ogarniam... Hahaha :D Werka, ty wiesz dlaczego :D Jak podoba wam się rozdział? Piszcie swoje opinie w komentarzu... Hm. Wpadłam na taki pomysł, żeby rozdziały były co tydzień, ale takiej długości... Ale to jeszcze nie jest pewne. Jack nic nie zatwierdził :D
/Jack: Zatwierdzam, jednocześnie zapraszam do polubienia Fanpage'a i komentowania :D

Dedyk dla: Elci Tyc ;)

/Sisi <3
/Jack 

niedziela, 9 lutego 2014

Facebookowa strona

Zapraszamy na naszą Facebookową stronę bloga! Taki Fanpage. xD
Będziemy zamieszczać info o nowych rozdziałach, same informacje o blogu i nas itd.
Klikajcie "Lubię to!" ponieważ robi się nam wtedy miło i wiemy, ile Was jest - a to nas ciekawi ;)
https://www.facebook.com/raurapoland

Podręcznik czytelnika

W międzyczasie, abyście się nie zanudzili, przypominam o podręczniku czytelnika! W podstronie o tej samej nazwie zadawajcie pytania w komentarzach, a my na nie odpowiemy. Zapraszamy! :D

/Jack :)

Informacja!

Hejoo <3 Tiaaa... Rozdział miał być w piątek. Nikt z nas nie miał czasu go napisać, ale mamy niespodziankę :D W tym tygodniu pojawi się MEGA DŁUGI ROZDZIAŁ. Tylko musimy go napisać. Czekajcie cierpliwie.. Nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy się pojawi :D
/Sisi <3

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 41 "Gdzie się szwendasz?"

*** 1 kwietnia ***
*** Oczami Laury ***

- Ross! Gdzie polazłeś? - Darłam się na cały sklep w celu znalezienia Rossa. Jak na złość nigdzie go nie było. Bezradnie chodziłam między alejkami, gdy nagle zza regału spostrzegłam blondyna. - Gdzie się szwendasz? - Zapytałam.
- No tutaj... - Powiedział wskazując palcem na podłogę. 
- Idziemy do kasy - Powiedziałam przewracając oczami. - To wyjdzie jakieś 200 zł... - Powiedziałam wypakowując zakupy na sklepową taśmę. Znowu gdzieś polazł - Myślałam rozglądając się dookoła. 
- Dzień dobry - Powiedziała miłym głosem kasjerka.
- Dobry, tylko szybko... śpieszy mi się. - Odpowiedziałam oschle. Po zapłaceniu za zakupy udałam się w stronę domu. Przechodziłam lipowymi alejkami, rozmyślając. Spoglądałam na zakochane pary siedzące na ławkach, i smutne, porzucone dziewczyny. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. 
- Nie odzywam się do ciebie. - Powiedziałam z pewnością, że to Ross.
- A dlaczego? - Zapytał ze smutkiem mężczyzna.
- Kim jesteś? - Zapytałam odwracając głowę. 
- David, miło mi...

*** Oczami Rydel ***

- Jeszce ręcznik! - Krzyczałam do pakującego mnie Rikera. Według niego miałam "słabe" ręce, i  nie mogłam sama się spakować. Ostatni raz usiadłam na szpitalnym łóżku. 
- Czemu tak nagle chciałaś rozmawiać z Rossem? - Zapytał blondyn siadając obok mnie. 
- Nieważne - Powiedziałam przytulając brata. - Teraz to nieważne. Chcę być już w domu. - Dokończyłam. 
- To chodźmy! - Wykrzyknął zrywając się z łóżka. Wziął moją torbę i wyszedł z sali. Poszłam w jego ślady i również wyszłam. 
- Może byś na mnie zaczekał? - Krzyczałam zbiegając ze schodów. 
- Nie! - Odpowiedział robią chytrą minę. 
- Ej no! Ty szybszy jesteś! - Zawołałam. Po chwili byliśmy w drodze do domu. Podziwiałam widoki, lecące ptaki, kwitnące kwiaty i spacerujące psy. - Rikuś.... - Zaczęłam miłym głosem. - Kupmy psa! - Wykrzyknęłam uradowana jak dwulatek.
- Jakiego? - Zapytał zmieszany.
- Yorka!
- Więc jedźmy po Yorka - Odpowiedział szczęśliwy.

____________________
Co sądzicie o tym rozdziale? Piszcie swoje opinie w komentarzu <3
/Sisi <3

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 40 "Da pani spokój!"

*** 31 marca ***
*** Oczami Rossa ***

Laura już zdążyła na mnie nawrzeszczeć kilka razy: "Przez twoją głupotę mogłeś nas zostawić!" itp. Rozumiem ją, mam wyrzuty sumienia.
- Laura, ja naprawdę Cię przepraszam. Nie wiedziałem, co robiłem... - Powtarzałem to, aż do skutku.
- No dobra już. Dobrze, że go nie zabiłeś! - W końcu wybaczyła.
Poszedłem po listy do skrzynki. Były z wytwórni, od organizatora koncertu i... sądu...
- Mam rozprawę za miesiąc. Maksymalna kara, która mi grozi: wyrok w zawieszeniu. - Powiedziałem żonie.
- Tego się spodziewałam - Odparła Laura.
- Nagramy klip w Berlinie w sierpniu. Jednocześnie mamy zagrać koncert. Zgłoś się u nas w najbliższych dniach. - Czytałem pozostałe listy - Dzisiaj pojadę, a później pójdziemy na spacer z dziećmi, ok? - Zaproponowałem plan dnia
- Dobra - Zgodziła się Lau.
Wyszedłem z domu i podchodziłem do furtki, gdy usłyszałem:
- Jeśli nadal będziecie mi tu grać, zadzwonię po policję! - To ta okropna sąsiadka.
- Da pani spokój! Przecież pani wie, że gram w zespole - Wyjaśniłem jej to chyba pięćdziesiąty raz.
- Może i tak. Ale mnie to nie obchodzi, macie nie grać! - Skrzeczała sąsiadka.
- Żegnam! - Pojechałem do wytwórni
Objaśnili mi szczegóły klipu i koncertu. Koncert będzie 16 sierpnia. Niedługo trzeba będzie zacząć próby.

Wróciłem do domu i poszliśmy na spacer do parku. Pchałem wózek i rozmawiałem z żoną, co jakiś czas bawiąc maluchy. Było cudownie: piękna pogoda, uśmiechnięta rodzina. Zapomniałem całkowicie o sądzie i sąsiadce...
----------------------------------------------------------------------------
Od razu mówię, że sąsiadka jest z życia wzięta - pomysł przedstawienia jej tu autorstwa Sisi. :)
Rozdziały krótkie, bo pisane co 1-2 dni o 23:00 :) Mamy nadzieję, że wybaczycie...
Tak żeby nie było, że o Rydel zapomnieliśmy - wyjdzie ze szpitala w następnym rozdziale.
Niedługo na blogu pojawi się Podręcznik czytelnika, w którym będzie opisane co, jak i dlaczego. Prawdopodobnie pojawi się też Fanpage na Facebook'u, ale to zobaczymy.
Byliście na koncercie? Jeśli tak, napiszcie jak było! 
Jeszcze tylko 10 rozdziałów i pięćdziesiątka! :D
/Jack

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 39 "Zabiję cię, ZABIJĘ!"

*** Oczami Rossa ***

- Nie, nie, nie. Gdzie on mieszka? NO GDZIE?! Zabiję go, ZABIJĘ! - Krzyczałem
- Cooper Ave 24, ale zostań tu! ZOSTAŃ!
Teraz nie liczyło się nic, tylko to, aby się go pozbyć. Zgwałcił moją siostrę, należy mu się kara. NAJSUROWSZA!

*** Oczami Rydel ***

Odpięłam się od wszystkich maszyn i wyleciałam na korytarz.
- Zatrzymać go! Nie wiem, wołać policję, zorganizować pościg, byle nie dotarł na Cooper Ave! - Krzyczałam.

*** Oczami Rossa ***

Biegłem do celu. Zaraz, jak ja mam go zabić? Nie wiem, byleby się udało! Wbiegłem na ulicę, na której mieszka David. Usłyszałem syreny policyjne za sobą. Byle zdążyć...
24. To tu. Staranowałem drzwi i wdarłem się do środka. Ujrzałem go.
- Zabiję cię, ZABIJĘ! - krzyknąłem najgłośniej w życiu.
Już miałem to zrobić, gdy wtargnęła policja.
- Na ziemię! Obaj! - Krzyknął policjant.
Wyprowadzili nas z domu.
- Panie Rossie Lynch, jest pan zatrzymany za usiłowanie zabójstwa. Panie Turner, pan jest w gorszej sytuacji. Jest pan zatrzymany za gwałt na Rydel Lynch.
- Zgnijesz w więzieniu! - Teraz, to byłem w prawdziwej furii.
- CISZA! - Uciszył mnie policjant.
Pojechaliśmy na komisariat. W radiowozie furia minęła. Zacząłem myśleć: co mnie napadło? Jak teraz trafię do więzienia... Nie, przecież go nie zabiłem. 
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, przyszedł prawnik i porozmawiał z nami.
- Panie Lynch, pan może wracać do domu. Ten człowiek to przestępca, a pan go nie zabił, tylko próbował. Poza tym, pan był w furii, a człowiek w furii może wszystko. -
Nie wierzyłem własnym uszom. Myślałem, że pójdę do więzienia. Co by wtedy było z Laurą, Sisi, Jack'iem i całą rodziną? Tylko teraz, jak ja się wytłumaczę?

______________________
Ostry bonus! 2 rozdziały w jednym dniu i na tym jak na razie kończą się tak bardzo emocjonujące rozdziały. Teraz już nikt nikogo nie będzie zabijał, ani gwałcił. Ale, co ja będę Wam teraz mówił, sami zobaczycie :D.
Wybieracie się na koncert R5 w środę w Warszawie? Piszcie opinię i czy jedziecie ;)
/Jack

Rozdział 38 "Pomocy..."

*** Oczami Rossa ***

- Ale... Przez kogo? - Zapytałem nic nie rozumiejąc.
- David... - Powiedziała, po czym dostała drgawek. Nie wiedziałem co mam robić.  Złapałem ją za ramiona i próbowałem uspokoić, jednak bez rezultatu.
- Lekarz! - Wykrzyknąłem wybiegając z sali. Na korytarzu nie było ani żywej duszy. Poobdzieraną tapeta ze ścian dawała psychiatryczny efekt. Spojrzałem na wiszące lustro i ujrzałem moje odbicie. Było szare, jak otaczające mnie ściany. - Jest tu ktoś? - Krzyknąłem na cały głos, ale nie wydobyłem z siebie dźwięku. Czułem się jak w tanim horrorze. Kierowałem się w kierunku sali Rydel, na której nie było nic. Nawet łóżka. - Pomocy... - Powiedziałem przez łzy.

*** Oczami Laury ***

- Eeee? Ale co ci się dzieje, że potrzebujesz pomocy? - Zapytałam Ross'a, który był w "swoim świecie". - Ross? Ross! - Zawołałam, gdy blondyn nie odzywał się przez dłuższy czas. " Coś jest nie tak" - Pomyślałam i usiadłam obok śpiącej Rydel. Z tej perspektywy miałaś świetny widok na męża.
- Co ty tu robisz? - Zapytała zaspana Delly.
- Hm... Próbuję " Obudzić" Ross'a. - Odparłam.
- Ross! - Zawołała blondynka swoim melodyjnym głosem. - W jednej chwili brązowooki "wrócił" do rzeczywistości.
- Rydel! Już wszystko dobrze? - Zapytał.
- Tak... Laura... Możesz wyjść? - Powiedziała zwracając się do mnie. Skinęłam głową i posłusznie wyszłam z sali. Na korytarzu siedziała Nessa, razem z Sisi i Jack'iem. Zabrałam dzieci i poszłam do domu. Jedyne czego w tej chwili potrzebowałam, to SEN.

*** Oczami Rydel ***

- Powiedz mi, wszystko od początku - Rzekł blondyn siadając na łóżku.
- To tak... Poznałam go w dzień urodzin Sisi i Jack'a. - Przerwałam, aby złapać powietrze - Upadłam na niego na lotnisku. Później... No co mam mówić? Po prostu mnie zgwałcił - Zakończyłam płacząc. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam mówiąc o tym Rossowi. To jedyna osoba, której ufam w 100%. W tej sytuacji nie umiałam nawet cieszyć się z bliźniaków, które przyleciały do mnie. Nie umiałam żyć...

_____________________
Ten rozdział dedykuję nasze nowej czytelniczce :) < Nie powiem o kogo chodzi, ona na pewno wie :) >  Jak Wam się podoba rozdział? Czekam na wasze opinie :)
/Sisi <3

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 37 "Jak masz biały fartuszek, to jesteś lepszy?"

*** Następnego dnia ***
*** 27 Marca ***
*** Oczami Laury ***

- Ile razy mam mówić?! Sisi i Jack Lynch! - Wrzeszczałam do recepcjonisty zajmującego się wyrabianiem paszportów.
- Laura, spokojnie. On i tak cię nie rozumie - Powiedział Ross.
- A właśnie, że rozumiem. Jestem recepcjonistą. Muszę znać obce języki. - Wtrącił mężczyzna.
- A.... To na kiedy będą paszporty? - Zapytałam. - Możemy zapłacić... - Dodałam po chwili.
- Nie trzeba... Będą jutro. Nie mamy dużo zleceń. - Odpowiedział uśmiechnięty chłopak.
- No to... Gdzie teraz idziemy? - Zapytał Ross, gdy wychodziliśmy z budynku.
- A gdzie możemy iść?! - Wykrzyknęłam zezłoszczona. Blondyn szybko pożałował, że zadał to pytanie.

 *** Oczami Rydel ***

Nie wiedziałam co czuję. Ból? A może... radość? Przez dłuższy czas zastanawiałam się nad sensem życia, gdy nagle do sali wszedł lekarz.
- Jak się pani czuje? - Zapytał miłym głosem.
- Szczerze?  - Zapytałam sarkazmem - Do dupy. - Dokończyłam.
- Nie rozumiem.
- Czego kurde nie rozumiesz?! - Wykrzyknęłam. -  Nie rozumiesz tego, że nie chcę żyć? Czy tego, że jestem na was wściekła, bo mnie uratowaliście?
- Proszę się uspokoić! - Wykrzyknął lekarz.
- Co ty myślisz?! Jak masz biały fartuszek, to jesteś lepszy?! Masz prawo ratować mnie, gdy ja tego nie chcę? Nawet jeśli wyjdę z tego popierdzielonego szpitala...znowu to zrobię! - Krzyczałam nie panując nad emocjami. Popatrzyłam na swój zaklejony bandażami nadgarstek. Odczepiłam z niego, małe, stalowe coś. Bandaż rozwinął się, a ja ujrzałam świeże rany. - Chcę rozmawiać z Rossem! - Rozkazałam lekarzowi.
- Ale.. Nie ma go w LA.. - Powiedział zmieszany chirurg.
- Nie interesuje mnie to! Ma tutaj być! Czekam godzinę... Inaczej...
- Dobrze, dobrze. Już wysyłamy po niego odrzutowiec. - Powiedział, przerywając mi.


*** Oczami Rossa ***

- Proszę wsiadać! - Wykrzyknął facet wysiadający z odrzutowca.
- Eeee? - Wydukałem.
- Proszę wsiadać i nie gadać! - Powiedział ponownie mężczyzna.
- Ok, ok. Laura wsiadaj! - Powiedziałem do żony. Po kilkunastu  minutach byliśmy przed szpitalem w Londynie. Nie rozumiałem nic z akcji "ściągnięcie Ross'a do Londynu". Po lądowaniu, jak gdyby...Nigdy nic, pomaszerowałem na recepcję.
- Dzień dobry. Gdzie leży Rydel Lynch? - Uprzejmie zapytałem pani siedzącej na małym krzesełku.
- Ta wariatka? W 34. - Opowiedziała kobieta. Jak najszybciej udałem się w stronę wskazanej sali.
- Delly. - Powiedziałem otwierając drzwi. Usiadłem na łóżku siostry. - Czemu to zrobiłaś?

*** Oczami Rydel ***

Gdy do sali wszedł Ross... Wiedziałam, że będzie już tylko lepiej.
- Ross... On... Mnie zgwałcił... - Powiedziałam zalewając się łzami.

____________________
Taki trochę dłuższy .... Na przeprosiny. Rozdziału nie było 2 dni... Przepraszam! Jak wam się podoba? Naprawdę! Przysięgam! JUŻ WIĘCEJ NIC NIE ZROBIĘ DELLY! Zapraszam na mojego nowego bloga: r5-and-laura.blogspot.com.
/Sisi <3

sobota, 1 lutego 2014