piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 65 "Upieczemy ciasto?"

*** Oczami Laury ***

Obudziły mnie promienie słoneczne, wdzierające się do mojego pokoju przez niezasłonięte okno. Usiadłam na miękkim materacu i lekko potarłam kciukami o powieki, dzięki czemu otaczający mnie świat wyostrzył się. Delikatnie położyłam stopy na dywanie, po czym z drżącymi kolanami wstałam z łóżka. Sisi i Jack pewnie jeszcze śpią, pomyślałam przechodząc obok dziecięcego pokoju. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę kuchni, gdzie czekał na mnie Ross.
- Jak się spało? - Zapytał, kładąc talerz z gorącymi naleśnikami na stół.
- Dobrze. - Odpowiedziałam z uśmiechem. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść śniadanie przygotowane przez blondyna.
- Smakuje? - Spojrzałam na niego, po czym kiwnęłam głową, co oznaczało twierdzącą odpowiedź. - Chcesz jeszcze jednego? - Muszę przyznać, że jego pytania zaczęły mnie powoli irytować. Postanowiłam jednak zachować to dla siebie i bez zbędnych słów odmówiłam. Od kilku dni Ross był dziwnie nadopiekuńczy. Czułam się kontrolowana na każdym kroku, nawet nie mogłam sobie sama zrobić śniadania. Po skończonym posiłku udałam się do łazienki. Wykonałam codzienne poranne czynności, następnie ubrałam się w zieloną, zwiewną sukienkę do kolan. Odkąd się obudziłam minęła ponad godzina, a dzieci wciąż spały. Zaniepokoiłam się trochę, ale po chwili stwierdziłam, że po prostu były zmęczone i potrzebowały dużo snu. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi.
- Już idę! - Krzyknęłam i szybkim krokiem ruszyłam w ich kierunku. Pociągnęłam za klamkę i ujrzałam uśmiechniętą od ucha do ucha Arianę.
- Cześć! - Wykrzyknęła, wchodząc do środka.
- Wejdź... - Powiedziałam pod nosem i zamknęłam drzwi. - Co cię do nas sprowadza? - Zdziwiła mnie ta wizyta, ponieważ moje relacje z brązowooką nie były zbyt dobre.
- Upieczemy ciasto? - Wypaliła, a mnie zatkało. Rzadko ze sobą rozmawiałyśmy, więc skąd przyszedł jej do głowy pomysł wspólnego pieczenia ciasta? Może chciała ocieplić nasze relacje? Po chwili zastanowienia zgodziłam się. - Nie wiedziałam, czy będziesz miała wszystkie potrzebne składniki, więc po drodze wstąpiłam do sklepu. - Oznajmiła, machając mi przed twarzą reklamówką, pełną różnych torebek i pudełeczek.
- Wydaje mi się, że wszystko mam. Chodź. - Wskazałam ręką w stronę kuchni. Dziewczyna rozłożyła swoje rzeczy ma kuchennym blacie, po czym wyciągnęła miski, sztućce i inne potrzebne przedmioty. - Co mam robić? - Zapytałam, przyglądając się poczynaniom towarzyszki.
- Do tego wsyp mąkę. - Powiedziała, wskazując na szklankę. - A do tego... - Zaczęła, podając mi żółtą miskę. - Wlej pół litra mleka. - Dodała. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam karton z białą cieczą. Korzystając z miarki odlałam pół litra, a resztę z powrotem odłożyłam na półkę. Z przyniesionej przez Arianę reklamówki, wyciągnęłam mąkę, którą następnie wsypałam do szklanego naczynia. Nigdy nie byłam dobrą kucharką, więc resztę czynności powierzyłam brązowookiej. Z uwagą przyglądałam się jak zwinnie miesza ze sobą składniki i uważnie rozbija jajka. - Teraz do piekarnika. - Powiedziała, po skończonej pracy. Wszystkie przygotowania zajęły ponad godzinę, co oznaczało, że minęło już południe. Ross w międzyczasie wyszedł gdzieś bez słowa. Z tego całego zamieszania zupełnie zapomniałam o dzieciach, które spały już ponad szesnastu godzin.

____________________
Oto on! Pierwszy rozdział po ponad rocznej przerwie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
/Sisi

środa, 25 listopada 2015

Powrót

Witajcie.
Postanowiłam wrócić na tego bloga, bo strasznie mi go brakuje.
Tak naprawdę nie pamiętam już co działo się w tych rozdziałach, więc zacznę pisać tak jakby nową historię, tylko z tymi samymi bohaterami (oczywiście dzieci i pary nie ulegną zmianie). Nie musicie się męczyć i czytać tego samego od początku, bo powiązania z poprzednimi rozdziałami nie będzie :)
Za chwilę zabieram się za pisanie 65 rozdziału (epilog zamienię na rozdział 64).
Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać, a może nawet zyskam nowych czytelników :)
/Sisi