Menu

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 57 "Puść ją!"

 *** Oczami Laury ***

Jak on mógł mi to zrobić?! Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy?! - myślałam. Nie da się opisać uczucia, które towarzyszyło mi w tej chwili. Ból, rozgoryczenie, rozpacz i wielki smutek przeszywający moje serce. Łzy bezwładnie spływały po moich policzkach, rozmazując mój lekki makijaż. 
- Nie płacz kochana, ten dupek najwyraźniej nie był ciebie wart... - Powiedziała Vanessa, jeszcze bardziej mnie przytulając. Wstałam, wzięłam torebkę i wyszłam. Najzwyczajniej w świecie wyszłam. Przechodziłam wąskimi uliczkami, potykając się przy tym o najmniejsze kamyki. Po chwili usłyszałam ciche kroki i szepty, przyspieszyłam kroku i szłam dalej. Nagle ktoś złapał mnie w pasie i mocno przycisnął do ściany. Zaczęłam panikować, ale po pewnym czasie... Było mi wszystko jedno. Miałam gdzieś, co ten mężczyzna zrobi, moje życie i tak już straciło sens...
- Puść ją! - Usłyszałam w oddali. Odwróciłam lekko głowę i ujrzałam Rocky'ego. Mężczyzna puścił mnie i uciekł. Serio? Rocky jest taki straszny, że jakiś pedofil się go wystraszył?'- Myślałam nie dowierzając. Gdy trochę ochłonęłam, podbiegłam do mojego "wybawcy". - Nic ci nie jest? - Zapytał.
- Nie, dziękuję. - Powiedziałam, po czym wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam. Zupełnie nie wiedziałam gdzie, po prostu zdałam się na "instynkt' moich nóg. Po jakimś czasie dobiegłam do mojego domu. Weszłam do środka. Nagle wszystkie wspomnienia związane z Rossem, przeszły mi przez głowę. Pierwszy pocałunek, ślub... Wszystko, co było dla mnie codziennością, teraz wydawało się magiczne.
- Co ty tutaj robisz?! - Wykrzyknął, wchodzący do salonu blondyn.
- Chciałam tylko zabrać swoje rzeczy... - Powiedziałam przez łzy. Wstałam i podeszłam do brązowookiego. - Myślałam, że mnie kochasz.. - Po tych słowach, Ross uderzył mnie całej siły w zapłakany policzek, przez co z hukiem upadłam na ziemię... Teraz widziałam już tylko odchodzącego blondyna, usłyszałam płacz dziecka... I zemdlałam.

*** Oczami Vanessy ***

Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież oni są takim szczęśliwym małżeństwem. Delikatnie położyłam głowę na poduszkę, ale niestety i tym razem ktoś musiał mi przerwać. Tym "ktosiem" był oczywiście Riker. Ten koleś serio zaczynał działać mi na nerwy.
- Czego ty tu chcesz? - Zapytałam.
- Chciałem tylko zapytać, czy pójdziesz ze mną do kina... - Powiedział smutno.
- Nigdzie z tobą nie pójdę! Mam inne rzeczy na głowie, niż chodzenie z tobą po kinach! - Wykrzyknęłam.
- Jeszcze zobaczymy... - Powiedział pod nosem i wyszedł, całując mnie w czoło. Odetchnęłam z ulgą i poszłam do kuchni, w celu zrobienia sobie kanapek. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki, posmarowałam chleb masłem i nałożyłam szynkę, sałatę, pomidora i majonez. Usiadłam na kuchennym blacie i zadzwoniłam do Laury. Nie odbierała. Postanowiłam ponowić próbę, znowu nic. Zaczęłam się denerować. Odłożyłam kanapkę na blat i wybiegłam z domu, dokładnie go zamykając. Zupełnie nie wiedziałam gdzie mam biec, ale coś w głębi serca mówiło mi, że do jej domu. Tak też uczyniłam i po kilku minutach znalazłam się przed wielką posesją Lynch'ów. Bez pukania weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam leżącą na ziemi siostrę. Podbiegłam do niej, ukucnęłam i sprawdziłam, czy w ogóle żyje. Następnie wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie.

*** Kilka godzin później ***
*** Oczami Laury ***

Pomału zaczynałam otwierać oczy. Wszędzie były różne kabelki i ciągle coś pikało. Spojrzałam na zegarek, w górnym rogu ściany. Wskazywał godzinę 18. 
- Gdzie ja jestem? - Zapytałam.
- Laura? - Zapytała podnosząca głowę z mojego brzucha Van. Wcześniej, nawet nie poczułam, że tam była.
- Jesteś w szpitalu, bo... - urwała.
- Tak, wiem... Ross mnie pobił...- Powiedziałam płaczliwym tonem. Nagle do sali wparował wspomniany wcześniej blondyn.
- Ooo... Obudziłaś się. - Zaczął z uśmiechem. - Vanessa.. Wyjdź. -Tym razem zwrócił się do mojej siostry, która posłusznie wyszła z sali. Wyglądało to tak, jakby się go bała. 
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytałam roniąc łzę, po łzie. 
- W końcu zdałem sobie sprawę, że... To wszystko przez ciebie! Przez ciebie miałem zmarnowane życie... To przez ciebie.. - Urwał. - moi rodzice umarli... - Dokończył przełykając głośno ślinę.
- Nie możesz o to wszystko oskarżać mnie!- Wykrzyknęłam.
- Sam nie wiem, dlaczego wziąłem z tobą ślub... Może byłem tylko zauroczony.. Jestem na to wszystko za młody! Powinienem chodzić na imprezy, nie wracać po nocach do domu, a nie siedzieć z żoną i dziećmi przed telewizorem! Dziećmi zajmie się Rydel, albo... Oddam je. - Po tych słowach wyszedł trzaskając drzwiami. W moim sercu coś pękło. Czułam wielką pustkę, te wszystkie miłe słowa, oświadczyny, ślub, dzieci... To wszystko nie było... Z miłości? Nie mogłam znieść myśli, że zostałam sama. Może i mam Vanessę, ale ona nie zastąpi mi męża! Nadal nie wiedziałam dlaczego Ross zmienił się tak z dnia na dzień, ale musiałam się tego za wszelką cenę dowiedzieć. Po chwili do sali weszła Nessa, z dwoma niebieskimi kubkami w ręku. 
- To dla ciebie - Powiedziała, podając mi gorący napój, po czym usiadła na czerwonym krzesełku obok mojego łóżka. - Laura... Nie przejmuj się nim... To głupi chłopak, który nie dorósł jeszcze do roli męża i ojca, a teraz pij, bo ci wystygnie. Wzięłam łyk gorącej czekolady, po czym odstawiłam kubeczek na półkę. - Pamiętaj, że ja nigdy cię nie zostawię, a o dzieci się nie martw. On nie ma prawa ci ich zabrać. - Po chwili usłyszałam skrzypienie drzwi i zobaczyłam wchodzącą Rydel. 
- Jak się czujesz? - Zapytała blondynka.
- Źle - Rzuciłam i odwróciłam głowę. 
- Przepraszam za Rossa. Spokojnie... Nie przyszłam tutaj go bronić. Nie ważne, że jest on moim bratem... To co zrobił przechodzi ludzkie pojęcie. - Powiedziała, po czym mnie przytuliła. Moja cała złość na nią przeszła w jednej chwili. W końcu nie mogłam być na nią zła, za coś co zrobił jej durny brat. Porozmawiałyśmy chwilę, ale niestety musiałyśmy przerwać, bo przyszedł lekarz. 
- Jak się pani czuje? - Zapytał.
- Dobrze, chcę już wyjść z tego cholernego szpitala!- Wrzasnęłam.
- Jeśli wszystko będzie dobrze, zostanie pani wypisana jutro rano. - Powiedział z uśmiechem i wyszedł. Zaczynało się ściemniać, więc Nessa i Rydel porozchodziły się do swoich domów. Bałam się zostać wypisana, bo nie wiedziałam gdzie mam pójść. W tym momencie mogłam być pewna tylko jednego, a mianowicie tego, że moje małżeństwo zostało zakończone. Może i nie na papierze, ale nie miałam zamiaru Rossowi tego wszystkiego wybaczyć. Nie tym razem...

____________________
Hejoooo! Skończyłam ten rozdział ostatkiem sił. Końcówka jest beznadziejna, bo nie mam już siły. Cały rozdział był pisany na tablecie, więc jak się pojawią jakieś błędy, to nie bądźcie źli ;) Czekam na wasze opinie ^^ 
/Sisi ^^

7 komentarzy:

  1. WoW.
    Super rozdział :*
    Dlaczego Ross chce tego rozwodu? Dlaczego ją uderzył? Co się z nim stało? Dlaczego z dnia na dzień się zmienił?
    Why?
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No własnie :( co sie stało z Rossem?:(( :33 Chce nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiec tak...
    Odkryłam tego bloga dziś rano i przeczytałam wszystkie rozdziały od razu i powiem że to było najcudowniejsze 4 godziny mojego nudnego jak flaki z olejem życia XD Blog jest nieziemski. Co prawda nie przepadam za Rura ale blog mi się spodobał. Serio. Sama nie wiem co się stało Rossowi że tak gwaltownie się zmienił...eh, ten blondyn ma nierówno pod sufitem. Mam nadzieję że jednak do tego rozwodu nie dojdzie i że tleniony blondyn zrozumie że popełnił błąd uderzając Laurę...chociaż to facet i pewnie nie ogar nie że źle zrobił. Tacy to już oni są niestety. Takie z nich nie ogary XD hahaha ;) Czekam na next
    Całuski
    ~Julia~
    Ps. Zaprasza do siebie R5-my-love-story.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej :') aż się poplakalam :') bardzo dziękuje :**

      Usuń
  4. Pojebało mu się niech to będzie jej sen ale nie realistyczny błagam....................

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie miśki ^^