Menu

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 37 "Jak masz biały fartuszek, to jesteś lepszy?"

*** Następnego dnia ***
*** 27 Marca ***
*** Oczami Laury ***

- Ile razy mam mówić?! Sisi i Jack Lynch! - Wrzeszczałam do recepcjonisty zajmującego się wyrabianiem paszportów.
- Laura, spokojnie. On i tak cię nie rozumie - Powiedział Ross.
- A właśnie, że rozumiem. Jestem recepcjonistą. Muszę znać obce języki. - Wtrącił mężczyzna.
- A.... To na kiedy będą paszporty? - Zapytałam. - Możemy zapłacić... - Dodałam po chwili.
- Nie trzeba... Będą jutro. Nie mamy dużo zleceń. - Odpowiedział uśmiechnięty chłopak.
- No to... Gdzie teraz idziemy? - Zapytał Ross, gdy wychodziliśmy z budynku.
- A gdzie możemy iść?! - Wykrzyknęłam zezłoszczona. Blondyn szybko pożałował, że zadał to pytanie.

 *** Oczami Rydel ***

Nie wiedziałam co czuję. Ból? A może... radość? Przez dłuższy czas zastanawiałam się nad sensem życia, gdy nagle do sali wszedł lekarz.
- Jak się pani czuje? - Zapytał miłym głosem.
- Szczerze?  - Zapytałam sarkazmem - Do dupy. - Dokończyłam.
- Nie rozumiem.
- Czego kurde nie rozumiesz?! - Wykrzyknęłam. -  Nie rozumiesz tego, że nie chcę żyć? Czy tego, że jestem na was wściekła, bo mnie uratowaliście?
- Proszę się uspokoić! - Wykrzyknął lekarz.
- Co ty myślisz?! Jak masz biały fartuszek, to jesteś lepszy?! Masz prawo ratować mnie, gdy ja tego nie chcę? Nawet jeśli wyjdę z tego popierdzielonego szpitala...znowu to zrobię! - Krzyczałam nie panując nad emocjami. Popatrzyłam na swój zaklejony bandażami nadgarstek. Odczepiłam z niego, małe, stalowe coś. Bandaż rozwinął się, a ja ujrzałam świeże rany. - Chcę rozmawiać z Rossem! - Rozkazałam lekarzowi.
- Ale.. Nie ma go w LA.. - Powiedział zmieszany chirurg.
- Nie interesuje mnie to! Ma tutaj być! Czekam godzinę... Inaczej...
- Dobrze, dobrze. Już wysyłamy po niego odrzutowiec. - Powiedział, przerywając mi.


*** Oczami Rossa ***

- Proszę wsiadać! - Wykrzyknął facet wysiadający z odrzutowca.
- Eeee? - Wydukałem.
- Proszę wsiadać i nie gadać! - Powiedział ponownie mężczyzna.
- Ok, ok. Laura wsiadaj! - Powiedziałem do żony. Po kilkunastu  minutach byliśmy przed szpitalem w Londynie. Nie rozumiałem nic z akcji "ściągnięcie Ross'a do Londynu". Po lądowaniu, jak gdyby...Nigdy nic, pomaszerowałem na recepcję.
- Dzień dobry. Gdzie leży Rydel Lynch? - Uprzejmie zapytałem pani siedzącej na małym krzesełku.
- Ta wariatka? W 34. - Opowiedziała kobieta. Jak najszybciej udałem się w stronę wskazanej sali.
- Delly. - Powiedziałem otwierając drzwi. Usiadłem na łóżku siostry. - Czemu to zrobiłaś?

*** Oczami Rydel ***

Gdy do sali wszedł Ross... Wiedziałam, że będzie już tylko lepiej.
- Ross... On... Mnie zgwałcił... - Powiedziałam zalewając się łzami.

____________________
Taki trochę dłuższy .... Na przeprosiny. Rozdziału nie było 2 dni... Przepraszam! Jak wam się podoba? Naprawdę! Przysięgam! JUŻ WIĘCEJ NIC NIE ZROBIĘ DELLY! Zapraszam na mojego nowego bloga: r5-and-laura.blogspot.com.
/Sisi <3

2 komentarze:

  1. Zajebiście fajny rozdział :)
    Ej kto zgwałcił Rydel, bo nie nadarzam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto ją zgwałcił?! Kto?! (dzięki za wtrącenie mojej myśli jeśli właściwie nie miałaś sama takiego pomysłu) Kocham waszego bloga. Czekam na next ;**

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie miśki ^^