Menu

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 62 "Vanessa, czy ty się kiedykolwiek ogarniesz?"

*** Oczami Laury ***

Pewnie znowu coś absurdalnego.. - Pomyślałam schodząc w dół. Jak się domyślałam, tak się okazało. Znowu musiałam zabić jakiegoś robaka. 
- Vanessa, czy ty się kiedykolwiek ogarniesz? Mam dużo poważniejsze sprawy, od zabijania jakiś robali! - Wygarnęłam siostrze, po czym wyszłam przed dom. Podeszłam do skrzynki i wyciągnęłam pocztę. Wśród nic nie znaczących rachunków, adresowanych do Nessy, zauważyłam list zaadresowany na moje nazwisko. Wsadziłam wyciągnięte wcześniej koperty z powrotem do skrzynki i z moim listem pobiegłam na pobliską ławkę. Sprawnym ruchem ręki rozdarłam papier i wyjęłam kartkę. Był to list od adwokata Rossa, w którym podany jest termin rozprawy rozwodowej. Z każdą chwilą literki zmniejszały się i rozmazywały. Nie kontrolowałam również łez spływających po moich policzkach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z powagi całej tej sytuacji. Nie wytrzymałam napięcia i osunęłam się z ławki. Kartka spadła do kałuży, a ja zemdlałam. 

*** Oczami Elizabeth *** 
*** Kilkanaście minut wcześniej ***

W domu bardzo mi się nudziło, więc postanowiłam złożyć wizytę, poznanej kilka dni temu Vanessie. Słyszałam, że od jakiegoś czasu mieszka z nią siostra, więc jeszcze bardziej cieszyłam się na to spotkanie, ponieważ kocham zawierać nowe znajomości. 
- Ariana! Wychodzę! - Krzyknęłam do przyjaciółki, w trakcie zakładania butów. Następnie wyszłam, nabierając do płuc świeżego powietrza. Uwielbiałam to miejskie powietrze. Ten klimat, krajobrazy, ludzie... To wszystko wywierało u mnie masę emocji. Spojrzałam w zachmurzone niebo, przez które gdzieniegdzie przedzierało się słońce. Było jak w niekończącej się bajce. Wszędzie latały zabłąkane ptaki, a po drzewach skakały wiewiórki. Jedyną rzeczą, która przeszkadzała mi w mojej euforii, były samochody. Wszędzie było ich pełno. Przez moje rozmyślenia, nawet nie zauważyłam, że dochodziłam już do celu. Kątem oka widziałam dom Vanessy, więc przyspieszyłam kroku. Nagle zobaczyłam płaczącą na ławce Laurę, która zaczęła zsuwać się na ziemię, upuszczając przy tym trzymaną wcześniej kartkę. 
- Laura! - Krzyknęłam podbiegając do brunetki, niestety była już nieprzytomna. Nie miałam zielonego pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Trzęsły mi się ręce i zamazywał obraz, jednak zdeterminowana postanowiłam zachować zimną krew. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam po pogotowie, po czym ułożyłam dziewczynę na ziemi w "bezpiecznej" pozycji. Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegłam po Vanessę. Stanęłam przed drzwiami, po czym zorientowałam się, że zostawianie Laury samej, w takim stanie jest nie na miejscu. Zapukałam do drzwi i z powrotem pobiegłam na miejsce zdarzenia. 
- Vanessa! Tutaj! - Krzyknęłam do brunetki, która otworzyła drzwi. Jak tylko zobaczyła siostrę leżącą na ziemi, momentalnie ruszyła w naszą stronę. 
- Co się stało?! - Zapytała, jak tylko dobiegła. 
- Sama nie wiem... Szłam do was, zobaczyłam, że Laura siedzi na ławce. Nagle zaczęła opadać na ziemię, więc podbiegłam do niej. Zadzwoniłam po pogotowie i pobiegłam po ciebie. - Mówiłam w nerwach.
- Dziękuję ci... - Powiedziała dziewczyna, lekko się uśmiechając. 
- Nie ma za co - Wyszeptałam. Po kilku minutach ciszy, usłyszałam głos karetki. 
- Pani Gillies? - Zapytał ratownik, wysiadający z karetki.
- Tak... - Wydukałam. Zanim cokolwiek zrozumiałam, Laura była już na noszach, wprowadzana do karetki. Oszołomiona podeszłam do kałuży i wyciągnęłam brudną i przemokniętą kartkę. 
- Laura trzymała to w ręku. - Powiedziałam, przekazując papier Vanessie. 
- Co to jest? - Zapytała, patrząca na odjeżdżający wóz ratowniczy Nessa.
- Nie mam pojęcia, ale teraz lepiej jedźmy do szpitala. Jeśli oczywiście mogę się z tobą zabrać... 
- Oczywiście. Chodź! - Zakomunikowała, wskazując na samochód stojący na podjeździe. Szybko wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy w stronę szpitala. Droga minęła nam bez większych przeszkód, więc bezpiecznie dotarłyśmy na miejsce. 
- Gdzie leży Laura Ma.. Lynch?! - Wykrzyknęła do recepcjonistki Van. 
- Sala numer sto jeden. - Odpowiedziała miłym głosem kobieta. Po kilkunastu sekundach żwawego biegu byłyśmy przed pomieszczeniem. 
- Proszę poczekać na lekarza! - Powiedziała wysokim tonem przechodząca pielęgniarka. Usiadłyśmy na krzesełkach i czekałyśmy. Po chwili Vanessa złapała mnie za rękę. Bardzo dziwnie się czułam. To nie ja powinnam tutaj być, zamiast mnie powinna siedzieć tutaj Rydel i pocieszać swoją przyjaciółkę. Przecież widzę Van... Dopiero drugi raz. Nie wiem nawet co powiedzieć, żeby przypadkiem jej nie urazić. 

____________________
Dzisiaj urodziny Delly!!! Wszystkiego najlepszego!!! Rozdział napisany wczoraj, ale publikuję dzisiaj.. Nie chcę was zbytnio rozpieszczać xdd
Dzisiaj też jest jeszcze jedna rocznica... A mianowicie... Rok odkąd zostałam R5er!!! 
A co do rozdziału... Kolejny rozdział kolejne tajemnice... Ale spokojnie :D Kolejny rozdział będzie baaardzo długi i w nim WSZYSTKO się wyjaśni :) Więc czekajcie cierpliwie i komentujcie :**
/Sisi ^^
Urodziny Rydel, więc "Never" :DD




3 komentarze:

  1. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do LBA. Szczegóły tutaj: http://r5story-myfanfiction.blogspot.com/2014/08/lba_13.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do LBA. http://profesor-i-studentka.blogspot.com/2014/08/lba_13.html

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie miśki ^^