Menu

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 44 "Niestety, nie mam innego wyjścia"

 *** Oczami Laury ***
*** Godzinę wcześniej ***

Zaczęłam pomału się budzić. Wszędzie byli lekarze, a nade mną jakieś urządzenia. 
- Gdzie ja jestem? - Zapytałam, głosem jak z medycznego serialu.
- Zgaduję, że w szpitalu. Zapadła pani w śpiączkę na ławce. - odpowiedział mi "dziwny" lekarz.
- Aha, miło wiedzieć - odparłam.
- Dostała pani lekarstwa, powinna pani znowu zasnąć, aby zadziałały. - powiedział lekarz.
No więc zasnęłam. Zobaczyłam Rossa, z bombonierką i różą w ustach. Ukłuł się, wypuścił ją, a ona spadła na ziemię. Ciemność. Po chwili widzę dzieci, bawiące się w piaskownicy. Jedno rzuciło drugie piaskiem i rozległ się płacz. Koniec. Obudziłam się i ujrzałam lekarza z kubkiem.
- To dla pani. Zielona herbata. - powiedział.
- Ale ja się czuję dobrze, mogę wrócić do domu? - spytałam.
- Absolutnie, to niemożliwe. - odpowiedział lekarz.
Po chwili wparowała pielęgniarka:
- Panie doktorze, ktoś do pana - powiedziała.
- Zaraz wracam - oświadczył mi lekarz.
Po chwili wrócił i usiadł na krześle obok. Wpatrywał się we mnie.
- No czego pan chce? - spytałam.
- Nie, nic, po prostu siedzę - odpowiedział (trochę zakłopotany) lekarz.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Usiadłam na łóżku i popijałam herbatę. Po chwili do sali wtargnął... Ross!
- Aha, czyli to jest ten ciężki stan?!
- Proszę stąd natychmiast wyjść, bo zawołam... pielęgniarki! - krzyknął lekarz (chyba nie wiedział, co powiedzieć...)
- Ale się boję! - odkrzyknął Ross - Nic Ci nie jest? - podbiegł do mnie blondyn.
- Nie, ale on mnie nie chce puścić do domu. - pożaliłam się mężowi.
- Dlaczego? - spytał grzecznie lekarza.
- Ponieważ... yyy, ponieważ... jej stan jest ciężki! - Odpowiedział wymyślnie doktor. Odłożyłam herbatę i przytuliłam blondyna. Chłopak odwzajemnił mój gest i promiennie się uśmiechnął.
- Da mi pan ten wypis? - Zapytałam mężczyzny w białym fartuchu. Lekarz niechętnie się zgodził i poszedł do swojego gabinetu po jakiś kwitek. Podpisałam go i mogłam iść do domu. Na korytarzu zebrała się całą rodzina. - Co wy tu robicie? - Zapytałam z niemałym zdziwieniem.
- Martwimy się o ciebie - Powiedziała podchodząca do mnie Nessa. Popatrzyła mi prosto w oczy i przytuliła. Właśnie tego mi brakowało. Tej siostrzanej miłości - Myślałam.
- Mam do ogłoszenia bardzo ważną wiadomość! - Zaczął Riker - Otóż, Ross i Laura w tajemnicy przed nami wzięli ślub - Dokończył, uradowany blondyn. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, jak się zachować. Po mojej głowie chodziły najgorsze myśli. "A co jeśli tego nie zaakceptują?". Ross jakby czytał mi w myślach, objął mnie dodając mi otuchy.
- No to... Niestety nie mam innego wyjścia.. - Zaczęła podchodząca do nas Rydel. Po tych słowach krew w moich żyłach stanęła. - Muszę wam pogratulować - Dokończyła z uśmiechem.

*** Oczami Rydel ***
*** Dwa dni później ***
*** 4 Kwietnia ***


- Riker! Musimy poważnie pogadać! - Wykrzyknęłam do brata. - Jak pewnie wiesz, zbliżają się urodziny Ratliffa i Rylanda. - Powiedziałam, gdy mój braciszek raczył się zjawić.
- I... Ma być impreza, tak? - Zapytał.
- No... Tak. - Odpowiedziałam. Blondyn jak gdyby nigdy nic odwrócił się i poszedł do kuchni. Wygląda na to, że sama będę musiała wszystko zorganizować.. - Myślałam załamana. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Wzięłam do ręki telefon i wykręciłam numer. - Hej Lau! Co porabiasz? - Zapytałam. 
- Aktualnie się nudzę, a co? 
- To  nigdzie się nie ruszaj, zaraz będę - Powiedziałam i rozłączyłam się. Założyłam wygodne trampki i wyszłam z domu udając się w stronę posesji Laury i Rossa. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Zapukałam lekko do drzwi, lecz nikt mi nie otworzył. Ponowiłam próbę, tym razem z większą siłą. Po chwili po drugiej stronie drzwi pojawiła się Laura. 
- Hej!- Wykrzyknęła. Odpowiedziałam jej tym samym i "wtargnęłam" do domu.
- To tak... Jak pewnie wiesz.... Zbliżają się urodziny Ellingtona i Rylanda, przydałoby się jakieś przyjęcie urodzinowe. - Wyjaśniłam.
- Mam ci pomóc w zorganizowaniu? - Zapytała.
- No... Tak mniej więcej - Odpowiedziałam z uśmiechem. - Zgodzisz się? Proszę, proszę, proszę... - Ciągnęłam.
- Oczywiście, że tak.

*** Oczami Rossa ***

Wsadziłem dzieci do wózka i udałem się z nimi na spacer. Przechodziłem ciemnymi uliczkami LA, gdy nagle natrafiłem na przenośną toaletę. W jednej chwili wszystkie wspomnienia wróciły. Szpital, Laura... Chciałem o tym zapomnieć, więc udałem się w dalszą drogę. Co jakiś czas Sisi płakała, ale z tym nie było większych kłopotów, ponieważ wystarczyło lekko poruszać wózkiem. Szedłem w milczeniu rozmyślając, gdy nagle wjechałem w jakiegoś mężczyznę.
- Przepraszam, zagapiłem się... - Powiedziałem.
- Nic się nie stało, Ross.
- Skąd.... David?! - Wykrzyknąłem.  - Czego ty tu jeszcze chcesz? - Zapytałem spokojniej.
- Chciałem was przeprosić i zacząć wszystko od nowa... - Powiedział brązowowłosy.
- Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytałem.
- Pomożesz mi?

*** Oczami Laury ***

- Wszystko odbędzie się w naszym domu, nie wiem kiedy zacząć przygotowania. - Powiedziała zmieszana Delly. 
- Hm... A może zrobimy to wszystko tutaj, a impreza będzie już jutro? - Zapytałam. 
- To świetny pomysł! - Po tych słowach zaczęły się wielkie przygotowania. Wszędzie powiesiłyśmy serpentyny i balony. 
- Ja pójdę do sklepu po napoje i przekąski! - Wykrzyknęłam do blondynki. Założyłam brązowe koturny i wyszłam z domu. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę pobliskiego sklepu. Po kilku minutach drogi w oddali dostrzegłam dwóch mężczyzn. Blondyna i bruneta. Kogoś mi przypominali, więc postanowiłam podejść bliżej. Po chwili zauważyłam, że to Ross i David. Schowałam się za małym drzewkiem, w niedalekiej odległości, aby słyszeć ich rozmowę. 
- Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytał Ross.
- Pomożesz mi? - Odpowiedział, pytaniem na pytanie David. 
- Obiecujesz, że już nic nie zrobisz? 
- Obiecuję - Po tych słowach blondyn wręczył Davidowi jakąś kartkę i odszedł. O co w tym wszystkim chodzi? - Pytałam się w myślach, ale oczywiście nie uzyskałam odpowiedzi. Wyłoniłam się zza rośliny i poszłam w stronę sklepu. Weszłam do marketu i kupiłam potrzebne rzeczy. Gdy wróciłam do domu Ross już tam był. Postanowiłam na razie nie mówić mu, o moim odkryciu.  

*** Oczami Ellingtona ***
*** Następnego dnia ***
 *** 5 Kwietnia ***

- Ratliff! Wstawaj! - Wykrzyknęła Rydel. 
- Co ty tu robisz? - Zapytałem zdziwiony. 
- Jak to co? Budzę cię! - Odpowiedziała blondynka. Ociągając się wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Umyłem zęby, ubrałem się i poprawiłem włosy. - A teraz ubieraj buty, idziemy! - Wykrzyknęła bardzo wesoła Delly. O nic więcej nie pytając, nałożyłem buty i poszedłem za dziewczyną. 
- Ale... To jest dom Laury i Rossa... - Powiedziałem, po dojściu na miejsce. Rydel nie powiedziała nic, tylko uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za sobą. Przy wejściu do środka zastaliśmy Rylanda i Laurę. - Okej, teraz to ja w ogóle nic nie rozumiem... - Powiedziałem zdziwiony. Lau otworzyła drzwi do domu, a my weszliśmy do środka. 
- Niespodzianka! - Wykrzyknęli wszyscy, pochowani za fotelami, meblami i urządzeniami. 
- Ale urodziny mam dopiero za tydzień.. - Odezwałem się.
- Ale impreza jest dzisiaj - Wykrzyknęła, porywająca mnie do tańca Delly.  

*** Oczami Rylanda ***
*** Godzinę Później ***

Fanie, wszyscy sobie z kimś tańczą, a ja siedzę sam. Najlepsza urodzinowa impreza. - Myślałem, siedząc przy stole i zajadając się paluszkami. Z nudów poszedłem na górę i włączyłem tablet. "Flappy Bird" - Pomyślałem, klikając ikonkę z ptakiem. 
- AAAAA! - Wydarłem się na cały dom. - Jaka ta gra jest głupia! 
- Czego się drzesz? - Zapytała wchodząca Ariana. 
- No... To... Przez tą grę. - Powiedziałem, wskazując palcem na urządzenie. 
- Flappy Bird? - Zapytała czerwonowłosa. Moja odpowiedź była twierdząca. Pomału się uspokajałem, lecz nadal byłem zdenerwowany. - Też tego nie lubię - Dodała, wychodząc. Jaka ona piękna, jej włosy tak ładnie się układają - Myślałem. Uśmiechnąłem się do siebie i zszedłem na dół. 
- Zatańczysz? - Ze strachem w oczach zapytałem Ariany. 
- Oczywiście - Odpowiedziała, z wielkim uśmiechem na ustach. 

*** Oczami Laury ***
*** Klika Godzin Później ***

- Uwaga! Teraz zagramy w butelkę! - Ogłosiłam wyłączając muzykę. Zasiedliśmy w kole i się zaczęło....

____________________
Jey! Ostatkiem sił skończyłam go... Jack miał coś dopisać, ale popsułby te piękne zakończenie xD
Ten rozdział zadedykowany jest: W.Lynch :)

/Sisi <3
/ Jack :)\

4 komentarze:

  1. Piękny piękny zajebisty rozdział :D Nie ważne, że ktoś coś zepsuł bo i tak piękny rozdział. nic tu nie wygląda na zepsute :D Nie wiem jedynie co odpieprzyło temu lekarzowi, co tak mówił, że Laura była w złym stanie,ale chcę się dowiedzieć :D i strasznie mnie ciekawi ci wymyślicie w nexcie więc czekam na niego z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  2. Supeeeeer ! <3 Kocham was i wasz sposób pisania ;D

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie miśki ^^