Menu

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 33 "Jestem jakaś chora psychicznie!"

 *** Oczami Laury ***

- Ross... Kocham cię. - Powiedziałam w drodze do hotelu.
- Ja ciebie też - Powiedział całując mnie w czoło.
- Wiesz co? Może jedźmy do szpitala... Do Sisi i Jack'a.
- Hm... Dobry pomysł - Odpowiedział po chwili zamyślenia.

*** Oczami Rikera ***

- Chcesz kawę? - Zapytał David. Tak, David. Przyszedł do szpitala, ponieważ "martwił się stanem Delly"
- Nie chcę żadnej kawy! - Wydarłem się na cały szpital.
- Okej, okej. Nie bądź taki porywczy. - Powiedział speszony chłopak. - Chciałem tylko....
- Nie obchodzi mnie, co chciałeś! - Wykrzyknąłem przerywając brunetowi. Po chwili zza lekko uchylonych drzwi wyłonił się lekarz.
- Jest tu ktoś z rodziny...Panny Lynch? - Zapytał mężczyzna w białym fartuchu.
- Jestem jej bratem. - Powiedziałem, podchodząc do chirurga.
- Hm.. - Zaczął - Poprzecinała sobie kilka żył... Ale jej stan jest stabilny. - Dokończył. Pomału opadłem na ziemię. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Moja kochana siostrzyczka może umrzeć. Przeze mnie. - Myślałem.
- To wszystko moja wina!- Wykrzyknąłem przez łzy.
- Nie prawda... - Powiedział, klękający obok mnie Rocky.
- Prawda! To ja jej nie powstrzymałem, i to ja siedziałem pod jej drzwiami, zamiast zadzwonić na pogotowie! - Po moich słowach z sali operacyjnej wyjechała Rydel. Zawsze pełna życia.. Teraz umierająca. Dlaczego ona ma takiego pecha? - Pytałem się w myślach, jednak nie uzyskałem odpowiedzi.

*** Oczami Laury ***

- Aujourd'hui, vous pouvez déjà prendre les enfants à la maison - Powiedział lekarz.
- Eeee? - Wydukałam spoglądając na Rossa.
- Mówi, że dzisiaj możemy zabrać dzieci do domu. - Powiedział uśmiechnięty blondyn.
- Please, here's an excerpt - Zakomunikował, podając mi jakieś papiery.
- Dawaj to! - Wykrzyknął brązowooki, wyrywając mi kartki.
- Euh ... Il ya une erreur - Powiedział Ross.
- Ej! Co ty robisz? - Zapytałam mojego męża. Chłopak pokazał mi czarny napis.
" La mère de Sisi et Jack Lynch - Laura Marano "
- I ty myślisz, że ja coś rozumiem? - Zapytałam.
- Złe nazwisko - Powiedział rozdzierając papiery. Wyszczerzyłam oczy i z uśmiechem na ustach zwróciłam się do lekarza.
- Je suis désolé! - Wow.. Jednak coś zapamiętałam z SUPER LEKCJI FRANCUSKIEGO Rossa.
- Rien ne s'est passé. Je vais chercher de nouveaux documents - Powiedział po chwili doktor.
- Widzisz! Mówi, że nic się nie stało i zaraz przyniesie nowe! Nie stresuj się tak. - Powiedział ze śmiechem blondyn. - Juste s'il vous plaît changer le nom de Lynch! - Dodał po chwili zwracając się do lekarza.
- Aha.. Teraz mówisz, żeby zmienił nazwisko? - Zapytałam.
- No brawo! Coraz bardziej rozumiesz francuski! - Odpowiedział z sarkazmem w głosie.
- Dryń, dryń, dryń! - Zawołał telefon Rossa.

 *** Oczami Rossa ***

- Czego? - Zapytałem podnosząc słuchawkę.
- Poprzecinała sobie żyły... Ale jej stan jest stabilny.
- Okej...Jak na razie nie będę nic mówił Laurze. - Powiedziałem.
- Co?! - Wykrzyknęła zdenerwowana brązowooka. No tak. Nigdy nie myślę co robię - Karciłem się w myślach.
- Ym.. no... Dobra.. Powiem Ci. - Zakomunikowałem rozłączając się.
- No słucham!
- Rydel się pocięła. Jest w szpitalu. - Po moich słowach usłyszałem wielki huk. - Laura! Laura! Laura! - Krzyczałem do leżącej na ziemi Laury.
- S'il vous plaît échapper - Wykrzyknął wchodzący lekarz.

*** Oczami Vanessy ***

Siedziałam na kanapie w salonie. Hm.. w moim życiu nic się nie dzieje- myślałam. Nagle, wpadłam na pewien pomysł. Czym prędzej ruszyłam w stronę drzwi. Pójdę do szpitala... Pooglądać chorych ludzi - przemknęło mi przez głowę. Jak pomyślałam... Tak zrobiłam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę placówki leczącej ludzi.
- Ale tu śmierdzi - Powiedziałam wchodząc do szpitala. Oczywiście mówiłam do siebie. Z moją psychiką było coś nie tak. Nagle ujrzałam grupkę siedzących nastolatków. Wyglądali jak moi przyjaciele. Chyba pójdę się leczyć. Jakieś zwidy mam .. Hm.. Jestem jakaś chora psychicznie! -Myślałam przybliżając się do siedzących osób.
- Van? Co ty tu robisz? - Zapytał Riker. Jednak nie zwariowałam. To oni- Pomyślałam szczęśliwa.
- No.. Ja... Przyszłam pogapić się na ludzi. - Powiedziałam na jednym tchu.

____________________

Taki jakiś długi mi wyszedł :D Mam nadzieję, że się cieszycie :) Hm.. Tak sobie myślę... Nie wiem co wam się podoba... To jeśli macie czas itd. Napiszcie w komentarzu fragment tego rozdziału, który najbardziej Wam się podobał. Będę Wam baaardzo wdzięczna :) Ale oczywiście... Nie musicie :)
/Sisi <3

7 komentarzy:

  1. Szuper rozdział, czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym po raz pierwszy skomentować ten blog.Uważam , że powrót Jack'a na bloga to nie był trafiony pomysł.Nie podoba mi się jego styl pisania i czasami pisze głupoty.Jak na przykład ksiądz pierdnął... Jak to przeczytałam , to zdałam sobie sprawę że muszę napisać ten komentarz.Może kogoś to rozbawiło , ale mnie zażenowało.To moja opinia i nie obraźcie się.Po prostu piszę to , co myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm.. Nie każdemu musi podobać się nasz blog :) Bardzo dziękuję za Twoją opinię, weźmiemy to sobie do serca :) To z księdzem miało być zupełnie inaczej... Ale to nieważne... Oczywiście nie obrażamy się, właśnie cieszymy, że ktoś powiedział nam prosto z mostu co myśli o naszym blogu. W końcu nie każdy blog musi być idealny :)

      Usuń
    2. Każda opinia, nawet negatywna jest dla mnie ważna. Dzięki nim, uczę się pisać, bo inni robią to lepiej ode mnie ;) Z tym księdzem to był pomysł Sisi i Niki ("miało być inaczej" = pierd na cały Paryż) :) Dobra, zostawmy księdza w spokoju. Nie obrażam się i pozdrawiam. Dzięki za szczerość.

      Usuń
  3. Cudownieee.! Ajj.. nie wiem jaki moment najbardziej mi się podoba, bo cały rozdział jest Boskii ♥
    Czekam na rozdział 34 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za rozdział 34 już się zabieram :D Baaardzo się cieszę, że Ci się podoba :)

      Usuń

Komentujcie miśki ^^