Menu

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 74 "Ma was tutaj nie być"

Stałam osłupiała, wpatrując się w twarz mężczyzny. Przez moją głowę przechodziło tysiące negatywnych myśli. Ścisnęłam rękę Rossa, który stał obok mnie, również nie wiedząc jak się zachować.
- K...k...im p...pan je...est? - wyjąkałam, wbijając paznokcie w skórę blondyna. Przez kilkadziesiąt sekund panowała cisza, przerywana jedynie naszymi przyspieszonymi oddechami.
- Twoim koszmarem. - powiedział, uśmiechając się szyderczo. Momentalnie moje serce stanęło, a żołądek przekręcił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Poczułam zimne dreszcze, przechodzące przez całe moje ciało.
- Nie rozumiem o co panu chodzi. - odezwał się Ross.
- Wszystko w swoim czasie. - rzekł mężczyzna, a przerażający uśmieszek nie schodził z jego twarzy. - Policja wam nie pomoże. - zakpił, po czym odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku.
- Ross! Zrób coś! - krzyknęłam.
- Co mam zrobić?!
- Może zatrzymaj tego faceta?! - zapytałam sarkastycznie, na co blondyn tylko prychnął.
- Jakbyś nie zauważyła, to jakiś psychopata! Nie mam zamiaru narażać swojego życia, bo tak ci się podoba! - wykrzyknął mi w twarz. Poczułam łzy, zbierające się w kącikach moich oczu, jednak starłam je szybko kciukiem.
- Dziękuję ci bardzo. - wymusiłam uśmiech, który z pewnością wyglądał bardziej jak grymas. Spojrzałam w stronę, w którą poszedł mężczyzna, ale jedyne, co zobaczyłam, to kilka radiowozów. Poczułam się bezradnie, jakbym była sama na całym, wielkim świecie. *** Od tamtego zdarzenia minął już tydzień. Przez ten cały czas w ogóle nie odzywałam się do Rossa. Starałam się go unikać najbardziej jak tylko się dało. Mimo ciągłego marudzenia, spał na kanapie. Oczywiście, jak to Ross, nawet nie wiedział, za co jestem na niego zła. W sumie, to z każdym dniem ja sama coraz mniej wiedziałam. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że miał rację. Przecież nie nie wiadomo, co takiemu mężczyźnie strzeliłoby do głowy. Poza tym był w szoku, w końcu nie codziennie spotyka się psychopatę na ulicy. Od tamtej pory nie widziałam również tego faceta. Nie zostawiał już więcej kartek, ani nie śledził mnie. Mimo to, ciągle żyję w stresie, bo uważam, że to tylko cisza przed burzą i prędzej czy później wróci ze zdwojoną siłą. Dobra, może naoglądałam się za dużo kryminałów, ale w takiej sytuacji, w głowie człowieka siedzą tylko najczarniejsze scenariusze. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMSa. Chwyciłam telefon, a na wyświetlaczu zobaczyłam imię swojej siostry.

Vanessa: Laura, kochanie...

 Uśmiechnęłam się do siebie, bo w końcu ktoś przerwał moją nudę.

Ja: Czego chcesz?
VanessaNie tak brutalnie, siostrzyczko.
VanessaChciałam tylko zapytać, co robisz dzisiaj popołudniu.
JaWydaje mi się, że nic.
VanessaNo to świetnie!
JaŚwietnie...?
VanessaTak, tak!
VanessaIdziesz z nami na imprezę!
JaVanessa, naprawdę nie mam siły...
VanessaNie dyskutuj!
VanessaJuż postanowione.
JaNIGDZIE NIE IDĘ!
VanessaIdziesz, idziesz.
VanessaSzykuj się.
VanessaBędziemy po dziewiętnastej.
JaMuszę...?
VanessaTak.
JaDobra, dobra.
JaChwila...
JaJacy "my"?
VanessaWszystko w swoim czasie x
JaUGH!!!

Wywróciłam oczami, wkładając telefon do kieszeni moich brzoskwiniowych spodni. Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Osiemnasta, super. Miałam tylko godzinę na uszykowanie się, co było prawdopodobnie niemożliwe do wykonania. Westchnęłam cicho i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam białą sukienkę i czarne szpilki. Następnie udałam się do łazienki, gdzie pomalowałam się i ubrałam we wcześniej wybrany zestaw. Kiedy skończyłam przygotowania, wybiła dziewiętnasta. Podeszłam do półki, na której leżała moja torebka i przewiesiłam ją przez ramię. Po kilku sekundach usłyszałam dzwonek do drzwi. - Rydel! Wychodzę! - krzyknęłam, pociągając za klamkę. Moim oczom ukazała się sylwetka siostry.
- Gdzie idziesz? - zapytała blondynka, wchodząc do małego przedpokoju, w którym właśnie się znajdowałam.
- Na imprezę. - odpowiedziałam. - Chociaż nie chcę. - dodałam pod nosem, jednak nie uszło to uwadze mierzącej mnie wzrokiem Vanessy.
- Impreza?! - wykrzyknęła blondynka. - Beze mnie?!
- Cześć, mi też miło was widzieć. - powiedziała z sarkazmem Nessa. - A co do imprezy, to myślałam, że Laura będzie na tyle inteligentna i cię zaprosi... Jak widać jednak się myliłam. Jak chcesz możesz iść z nami. - wywróciłam oczami na słowa brunetki i przeniosłam swój ciężar ciała na prawą nogę, opierając rękę na biodrze.
- Wątpię żebym zdążyła się teraz uszykować. - oznajmiła Rydel. - Ale mam pomysł! - krzyknęła, doznając nagłego olśnienia. - Możemy zrobić imprezę tutaj! Ellingtona i Rossa się gdzieś wywali! - mówiła podekscytowana. I po co ja się tyle szykowałam?!
- To może wpuścicie mnie do środka?
- Tak, jasne, wchodź. - odpowiedziałam, wskazując ręką, aby weszła.
- Impreza! Impreza! Impreza! - śpiewała Rydel, idąc tanecznym krokiem w stronę salonu.
- Boże, z kim ja żyje... - powiedziałam do siebie, po czym udałam się za blondynką. W salonie zastałyśmy Ellingtona, oglądającego wraz z Rossem jakiś nudny mecz koszykówki.
- Uwaga! - krzyknęła Rydel. - Wy... - zaczęła, wskazując palcem na chłopaków, siedzących na kanapie. - Idziecie stąd. Nie obchodzi mnie gdzie i z kim. Ma was tutaj nie być. Do jutra. - rozkazała, wyłączając telewizor. Jej krótka, choć treściwa przemowa, spotkała się jedynie z krzykami dezaprobaty. Jednak po kilku mrożących krew w żyłach spojrzeniach Vanessy, posłusznie wstali i zabierając swoje rzeczy, wyszli z domu.
- Nie było tak trudno. - Van uśmiechnęła się zwycięsko i usiadła na kanapie.
- To ja może zrobię popcorn. - powiedziałam, wycofując się. - Bo chyba mamy zamiar coś oglądać, prawda?
- Taak! - krzyknęła Rydel, podbiegając do telewizora. Entuzjazm tej dziewczyny nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Weszłam do kuchni i wyciągnęłam małe opakowanie popcornu, które wsadziłam do mikrofalówki.
- Vanessa?! - zawołałam, czekając na kukurydzę. - Chodź na chwilę!
- Nooo?
- Pamiętasz jak pisałaś, że idziemy na imprezę?
- No pamiętam. I co w związku z tym?
- Miał ktoś z tobą przyjść.
- A tak, znajomy. Ale się rozmyślił. - powiedziała po chwili namysłu, biorąc łyk trzymanej w ręku wody.
- Zdradzasz Rikera? - zapytałam, kiedy mikrofalówka wydała z siebie głośne "pip", co oznaczało, że mój popcorn jest już gotowy. Vanessa momentalnie wypluła wodę i spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Nie, skąd. Już nie mogę mieć znajomych? - zdziwiła się.
- Oczywiście, że możesz. Ale myślałam, że to ze swoim chłopakiem chodzi się na imprezy. - powiedziałam, wyciągając opakowanie. - To, co oglądamy? - zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.
- Nie mam pojęcia, zapytaj Rydel. - odpowiedziała, opuszczając kuchnię. Uczyniłam to samo i udałam się do salonu, gdzie zastałam Delly i Vanessę, siedzące na kanapie. Zajęłam miejsce na środku i położyłam miskę z popcornem na swoich kolanach.
- To horror, prawda? - chciałam się upewnić, po usłyszeniu mrożącej krew w żyłach melodii.
- A co innego mogłybyśmy oglądać? - zapytała retorycznie Rydel, wybuchając głośnym śmiechem.

  ***

 Obudziłam się leżąca na kanapie oraz Vanessie. Pomału wstałam, przecierając przy tym oczy. Spojrzałam na duży, elektroniczny zegarek, postawiony na komodzie. Wskazywał on godzinę trzynastą. Leniwie wstałam z wygodnej kanapy i udałam się do kuchni, by przygotować śniadanie dla dziewczyn, które jak się obudzą, to z pewnością będą marudzić, że są głodne. Przy okazji zabrałam ze stolika pustą miskę po popcornie, którą później odstawiłam do zlewu. Mimo, że była już pora obiadowa, postanowiłam zrobić naleśniki. Zaczęłam wyciągać wszystkie potrzebne składniki: mleko, mąkę, cukier, dżem. Otworzyłam lodówkę, z której chciałam wyciągając również jajka, gdy nagle okazało się, że ich zabrakło. Nie chciałam zostawiać przyjaciółki i siostry bez śniadania, dlatego postanowiłam udać się na zakupy do pobliskiego sklepu spożywczego. Nie przejmowałam się zbytnio tym, że byłam we wczorajszych ubraniach oraz makijażu. Doszłam do wniosku, że i tak nikt nie zobaczy mnie w takim stanie. Narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i założyłam czarne botki za kostkę. Biorąc z szafki torebkę, wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz.
- Zapomniałaś już o mnie? - usłyszałam za plecami. Pomału odwróciłam się i ujrzałam tego samego mężczyznę, który nadchodził mnie wcześniej.
- Czego pan ode mnie chce? - zapytałam zdenerwowana. - Niech się pan ode mnie odczepi! - krzyknęłam. - Od nas... - dodałam po chwili.
- Dobrze, nie ma problemu. Tylko oddaj mi to, co moje.  - powiedział spokojnie.
- Nie mam pojęcia o co panu...
- Laura? To wy się znacie? - przerwała mi Vanessa, która nie wiadomo kiedy pojawiła się w drzwiach.
- Mogłabym zapytać o to samo. - powiedziałam, odwracając się do siostry.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 73 "Czy wyglądam jak jakaś wróżka?"

*** Oczami Laury ***
- To ten mężczyzna, prawda? - zapytał Ross, siadając obok mnie na łóżku.
- Tak, to on. - odpowiedziałam. Byłam strasznie zestresowana. - Co jak chce mnie zabić?
- Nie dramatyzuj, na pewno nie jest tak źle.
- Łatwo ci mówić! To nie ciebie śledzi jakiś chory psychicznie facet!
- Laura, spo... Chwila. Skąd wiesz, że jest chory psychicznie?
- Boże, Ross... Kto normalny śledzi przypadkowych ludzi? - zapytałam zirytowana.
- Właśnie. O to chodzi, że nikt. Może nie jesteś przypadkowa? - powiedział, po chwili zastanowienia.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Nadal nie rozumiałam o co mu chodzi. Czyżby coś wiedział? - Dlaczego ktoś miałby mnie śledzić?
- Skąd mam wiedzieć? Czy wyglądam jak jakaś wróżka? - zapytał z sarkazmem w głosie. Wywróciłam oczami, po czym wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i pomału je odsłoniłam. Spojrzałam na podjazd, gdzie kilka minut temu stał mężczyzna, jednak już go nie było.
- Nie ma go. - powiedziałam, odwracając się w stronę męża.
- To chyba dobrze?
- Sama nie wiem...
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc szybko podeszłam do szafki, na której leżał telefon. Z tego całego zamieszania, zapomniałam, że wysyłam SMSa do Rydel.
Rydel: JAKIŚ FACET CIĘ ŚLEDZIŁ I NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?!
JaNo wiesz... Nie chciałam cię martwić.
RydelDobra, teraz to nie ważne. Nadal tam stoi?
JaJuż nie.
JaAle zapomnij o tym.
JaSama nie wiem, dlaczego do ciebie napisałam. Chyba byłam zestresowana i nie wiedziałam, co zrobić.
RydelJEZU LAURA! JAK MAM O TYM ZAPOMNIEĆ?!
RydelWłaśnie moja najlepsza przyjaciółka mi napisała, że ktoś ją śledzi, a ja mam o tym tak po prostu zapomnieć?!
JaAww jestem twoją najlepszą przyjaciółką :')
RydelTo nie czas na żarty!
JaDobra, dobra. Muszę kończyć. Besos x
RydelPa.
Wsadziłam telefon do kieszeni spodni, a następnie podeszłam do szafki z ciuchami. W związku z tym, że było strasznie gorąco, wyciągnęłam krótką, białą sukienkę oraz czary kardigan. Następnie udałam się do łazienki, gdzie przebrałam się we wcześniej przygotowany strój i nałożyłam lekki makijaż. Gotowa, wyszłam z pomieszczenia i poszłam do salonu, w którym siedział Ross i robił coś w telefonie.
- Kochaaanie? - zaczęłam, jednak Ross nawet nie drgnął. - Kochanie?! - powtórzyłam, tym razem bardziej stanowczo.
- Tak? - zapytał, nie odrywając się od małego ekranu.
- Jak wyglądam?
- Ładnie, ładnie. - powiedział blondyn, nawet na mnie nie spoglądając.
- Skąd możesz to wiedzieć, jak nawet na mnie nie spojrzałeś?! - wybuchłam.
- Ty zawsze ładnie wyglądasz. - na te słowa zarumieniłam się lekko.
- Ym... dziękuję. - powiedziałam po chwili milczenia.
- Idziemy gdzieś?
- Tak sobie myślałam, że moglibyśmy iść na kręgle. - oznajmiłam, siadając na kolanach Rossa.
- Dobry pomysł. Teraz?
- Tak! - wykrzyknęłam, przytulając go. - Idziemy sami? Czy napisać do kogoś? - zapytałam, kiedy lekko się uspokoiłam.
- Riker i Vanessa?
Odpowiedziałam lekkim skinieniem głowy, po czym szybko pobiegłam na górę po telefon.
Ja: VAN!!!
Ja: Vanessa!!!
Ja: Nessa!!!
Vanessa: CZEGO CHCESZ?!
Ja: Idziecie z nami na kręgle.
Vanessa: My? Czyli kto?
Ja: Noo... Ty i Riker, ciemnoto.
Vanessa: A, no dobra.
Vanessa: Kiedy?
Ja: No teraz!
Vanessa: Dobra, dobra. Spokojnie.
Vanessa: Ale nie mam pojęcia, w co się ubrać!!!
Ja: OMG, załóż cokolwiek.
Ja: Macie tam być za pół godziny!
Vanessa: Oks, ale gdzie dokładnie?
Ja: VANESSA! NO W KRĘGIELNI, A GDZIE NIBY?!
Vanessa: Chciałam się upewnić, nie denerwuj się tak x
Vanessa: Złość piękności szkodzi :)
Ja: No... mi to nie grozi...
Ja: Papa x
Ja: Pamiętaj! Za pół godziny w kręgielni!
Vanessa: Pamiętam, pamiętam.
Vanessa: Paaa xx
Zirytowana zachowaniem siostry, schowałam telefon do małej kieszeni, umieszczonej z boku sukienki.
- Ubieraj się, wchodzimy. - powiedziałam, a następnie podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam czarną torebkę. Włożyłam do niej telefon, bo nigdy zbytnio nie ufałam tym sukienkowym, luźnym kieszeniom. Ubrałam wysokie sandałki na obcasie, wzięłam klucze z szafki i stanęłam przy drzwiach, oczekując męża. Zjawił się po chwili. Zauważyłam, że zmienił bluzkę i poprawił włosy. - Trzymaj. - podałam mu klucze, a sama wyszłam przed dom. Rozejrzałam się dookoła, bo chciałam sprawdzić, czy nigdzie nie ma tamtego mężczyzny. Tak jak myślałam, nigdzie go nie było.
- Laura, widzisz to? - zapytał Ross, który nagle pojawił się obok mnie.
- Nie za bardzo. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tam. - wskazał palcem na samochód, a konkretniej na małą kartkę, leżąca za wycieraczką. Przełknęłam głośno ślinę i złapałam Rossa za rękę.
- Weź ją. - rozkazałam po kilku sekundach. Blondyn wykonał moje polecenie i pomału podszedł do auta. Chwycił papier, wrócił na swoje poprzednie miejsce i podał mi go. Ponownie była to zwykła kartka w kratkę, wyrwana z zeszytu. Rozłożyłam ją, jednak nie było żadnego napisu. Jedynie narysowana była strzałka w lewo.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany Ross. Wzruszyłam ramionami. Spojrzałam w kierunku, który wskazywała strzałka. Moim oczom ukazała się kolejna kartka, tym razem umieszczona na jednym z prętów ogrodzenia. Szybko do niej podeszłam i ściągnęłam. 
Nie bój się.
>Przeczytałam, po rozłożeniu jej.
- Ross, patrz. - przekazałam papier chłopakowi.
- Jedziemy na policję. - zakomunikował, po czym schował kartkę do kieszeni.
- Tak po prostu?! - krzyknęłam.
- Tak, Laura. Tak po prostu.
- Myślisz, że nam uwierzą? - zapytałam z sarkazmem.
- Niby dlaczego mieliby nam nie uwierzyć?
- No, może dlatego, że nie mamy żadnych dowodów? Te kartki, to nawet nie są groźby, nic nie będą mogli z nimi zrobić. A poza tym, co? Powiemy im, że śledzi mnie jakiś facet? On nie robi nic, przez co policja mogłaby się nim zająć. Tylko mnie obserwuje!
- On cię aż obserwuje. - powiedział przez zaciśnięte zęby, dając nacisk na trzecie słowo. - Nie dyskutuj ze mną, wsiadaj do samochodu. - dodał stanowczo i zajął miejsce kierowcy, wcześniej otwierając drzwi. Wywróciłam oczami i wsiadłam do samochodu.
- Jedziemy na kręgle, prawda? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, jedziemy na policję i im wszystko opowiesz. - odpowiedział, odpalając auto.
Przez całą drogę nie zamieniłam z Rossem ani słowa. Kiedy bezproblemowo dojechaliśmy na policyjny parking, wysiadłam z samochodu.
- Ross, to nie wyjdzie. - powiedziałam, poprawiając sukienkę.
- Nie stresuj się. - przytulił mnie do siebie.
*** Oczami Vanessy ***
- Riker, kochanie! Idziemy na kręgle! - krzyknęłam, kiedy skończyłam nakładać makijaż. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne jęki, wystającego z kanapy blondyna. - Na jęki będzie czas wieczorem! Teraz się ubieraj i wychodzimy! Mamy tylko pół godziny! - wciąż krzyczałam, jednak tym razem schodząc po schodach. Spojrzałam na srebrny zegarek na prawej ręce. - Może jednak piętnaście... - powiedziałam do siebie. - Teoretyczne, jestem gotowy. - zakomunikował Riker, stając przede mną. Uśmiechnęłam się lekko, po czym pocałowałam go w policzek.
- To chodźmy. - podeszłam do szafki z butami, z której wyciągnęłam czarne trampki. - Pośpiesz się! - wykrzyknęłam, wychodząc z domu. Szybko pobiegłam do samochodu, otworzyłam go, usiałam za kierownicą i zapięłam pas. Riker po chwili uczynił to samo, tylko z drugiej strony.
- Vanessa, tylko proszę... Nie zabij nas. - powiedział, łapiąc za uchwyt przy drzwiach. Uśmiechnęłam się łobuzerko i odpaliłam samochód.
- Nic się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą. - zaśmiałam się, wyjeżdżając z podjazdu.
Po kilku minutach, bardzo stresującej jazdy, byliśmy na miejscu. Riker przez całą drogę pouczał mnie, jak to ja nie uważnie jadę, jak nie zatrzymuję się przy przejściach dla pieszych i inne tego typu durnoty.
- Widzisz? Przeżyliśmy. - powiedziałam, wyciągając klucz ze stacyjki.
- Nie wiem jakim cudem. - wychrypiał, wciąż przerażony Riker.
- Nie przesadzaj, nie było tak źle. - wywróciłam oczami. Wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i złapałam Rikera za rękę. Weszliśmy do środka wielkiej kręgielni. Moim oczom ukazało się kilkanaście stanowisk do gry w kręgle. Rozejrzałam się po całej sali, w poszukiwaniu Laury, jednak nigdzie jej nie dostrzegłam.
- Wspominałaś coś, że umówiłaś się tutaj z Laurą... - powiedział Riker.
- No tak, powinna tutaj być. - odpowiedziałam, z każdą chwilą coraz bardziej sie denerwując. Wyciągnęłam telefon i napisałam do brunetki.
Ja: Laura!
Ja: GDZIE TY JESTEŚ?!
Ja: Nie wiem, czy wiesz, ale jak sie z kimś umawiasz, to przychodzisz!
Ja: Co ty odwalasz w ogóle?!
Ja: Sama mnie tu wyciągnęłaś, a teraz cię nie ma?!
Ja: Laura, halo!
Ja: Może byś mi odpisała?!
Ja: Dobra, wiesz co...?
Ja: Zawiodłam się na tobie.
Ja: Pa.
Wściekła, wrzuciłam telefon do torebki.
- I co? - zapytał Riker.
- Nie odpisuje! - wykrzyknęłam. - Ale wiesz co?
- Co?
- Skoro już tutaj jesteśmy, to możemy się zabawić... - odpowiedziałam, ruszając brwiami.
- No, to zaczynamy! - krzyknął Riker, kiedy załatwiliśmy wszystkie formalności przy kasie. Podeszłam do jednego ze stanowisk i wzięłam do ręki kulę. Uśmiechnęłam się do Rikera, po czym rzuciłam kulą. Trafiła w sam środek kręgli i zrzuciła wszystkie.
- Tak! - krzyknęłam. - Twoja kolej. - powiedziałam, podając kulę Rikerowi. Blondyn wziął ją, a następnie rzucił, nawet nie celując. Kula poturlała się prosto, zrzucając wszystkie kręgle.
- Tak to robi mistrz. - oznajmił z szerokim uśmiechem, po czym pocałował mnie w policzek i podszedł do stolika z piciem. Ja, stałam cały czas w tym samym miejscu, z szeroko otwartymi ustami.
*** Oczami Rydel *** 
Po esemesowej rozmowie z Laurą wzięliśmy torby i ruszyliśmy w kierunku wyjścia z centrum handlowego.  Ell co średnio 63 kroki pytał się, gdzie go wlokę. Czasami mam ochotę go zatłuc na śmierć. Doszliśmy do parkingu i zapakowaliśmy się do samochodu.
- Więc gdzie teraz chcesz jechać? - spytał siedemnasty raz Ratliff, tym razem w dobrym momencie.
- Rose Street, kochanie. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chcesz jechać do tego klubu gdzie mieliśmy tą świetną imprezę po europejskiej trasie?
- Tak... Jedź już. - odburknęłam rozczarowana, bo Ellington się skapnął.
Jechaliśmy około pól godziny przez rozświetlone L.A. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, Ratliffowi włączyło się szaleństwo i zaczął już wpadać w klubowy nastrój. Chyba mu się spodobał mój pomysł...
Weszliśmy do klubu. W uszach zaczęły bębnić nam basy i poczuliśmy zapach alkoholu. Ell z prędkością światła ruszył w kierunku baru, a ja pomału wtopiłam się w tłum i spotykałam coraz to więcej koleżanek. Zabawa była przednia.
Po około godzinie babskiej zabawy "przybiegł" chłopak w stanie, lekko mówiąc, ciężkim. Ledwo szedł, a gdy już do mnie trafił, prawie mnie przewrócił i zagadał coś w stylu "Hyy-hej m-mała masz ochotę naa ogórki?" co oczywiście oznaczało powrót do domu.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy z klubu. Ledwo utrzymywałam go na ramionach. Usadowiłam go na fotelu i zadzwoniłam po taksówkę, bo w takim stanie nie mogliśmy jechać własnym autem. Gdy taksówka przyjechała, musiałam budzić chłopaka, ponieważ słodko sobie zasnął na przednim fotelu. Odjechaliśmy do domu, zostawiając nasz biedny samochód na pastwę kloszardów. Gdy wchodziliśmy do domu Ellington wyraźnie dawał znaki chcicy.
- Nie będę tego robić z pijakiem. - powiedziałam, widocznie zasmucając chłopaka.
*** Oczami Laury ***
*** Kilka godzin wcześniej ***
- Nic z tego nie wyjdzie, jestem w stu procentach pewna. - powiedziałam do zamykającego samochód Rossa.
- Laura, powtarzasz się.
- Ale tak jest! Czy ty tego nie widzisz?! - wykrzyknęłam.
- Nie, nie widzę. Mamy te kartki i tyle wystarczy. - odpowiedział nad wyraz spokojny blondyn. Pokręciłam głową i poszłam w stronę wejścia na komisariat. Nagle poczułam jak czyjeś silne ręce łapią mnie za ramiona.
- Nie tak szybko. - usłyszałam zachrypnięty głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam jego. Tego samego mężczyznę, który mnie śledził.
____________________
/Sisi
/Jasiuu
Komentujcie!

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 72 "Zasłaniaj to"

***Oczami Laury***
- Wierzę Ci. - powiedziałam, po czym blondyn uśmiechnął się i chciał mnie pocałować, ale przerwałam mu:
- Ale tylko dlatego, że Cię kocham.
Ross jeszcze bardziej się wyszczerzył i dokończył pocałunek.
Przez chwilę zapomniałam o tej całej sprawie z tajemniczym mężczyzną, ale myśli wróciły.
- Kochanie, co z tą kartką? - zapytałam zaniepokojona.
- Narazie dajmy sobie spokój. Teraz mamy siebie. Chodźmy na górę - odparł zniżając głos Ross.
Pobiegliśmy śmiejąc się do naszego tymczasowego pokoju. Chłopak rzucił mnie na łóżko. Zaczął mnie całować po szyi i rozbierać. "W końcu" - pomyślałam.
- Kotku, zasłoń okno. - wyszeptałam, gdyż zachodzące słońce zaczęło mnie razić.
- Już się robi! - Ross przerwał i podszedł do okna z rozpiętą koszulą. Zasłonił firanę do połowy i zastygł.
- L-Laura! - pisnął zaniepokojony blondyn.
- Co jest, kochanie? - odpowiedziałam zaciekawiona.
- Chodź tu.
Podeszłam do okna i omal nie osunęłam się na podłogę. Po drugiej stronie ulicy stał mężczyzna. TEN mężczyzna. Wpatrywał się w nasze okno nie ruszając się.
- Zasłaniaj to. - rozkazałam ostro mężowi.

***Oczami Ellingtona***

Przeszliśmy przez centrum handlowe i doszliśmy do windy. "Gdzie ona mnie ciągnie?" - pomyślałem.
Otworzyły się drzwi i pojechaliśmy na samą górę. Rydel z jej klaustrofobią sama z siebie wsiadła do windy?! Coś tu jest nie tak...
Wysiedliśmy z kabiny i przed moimi oczami ukazało się wejście na siłownię.
- Widziałeś jak Ross przypakował? Pomyślałam sobie, że też chcę mieć silnego faceta, więc już, idziemy! - zwróciła mi uwagę Delly.
Przeszliśmy przez bramki i podeszliśmy do szafek. Dobrze, że miałem ubrania na przebranie...
Dziewczyna najwyraźniej znalazła w sobie instruktora, bo liczyła mi każde ćwiczenie i co chwilę popędzała.
- Rydel... Ja... Już nie... Nie daję rady! - wydyszałem po godzinie intensywnych ćwiczeń.
- Dobra, na dzisiaj starczy, panie Ratliff. Idziemy dalej! - odpowiedziała blondynka.
- Gdzie?!
- Tajemnica, zobaczysz.
Wyszliśmy z siłowni i przystanęliśmy przy fontanie. Gdy Delly poprawiała sobie włosy, przyszedł do niej SMS.
- Kochanie, zobacz kto to. - poprosiła dziewczyna.
Odblokowałem telefon i odczytałem wiadomość.
Laura: Delly, jakiś facet mnie śledzi od centrum handlowego. Teraz stoi pod domem i się gapi na Rossa w oknie. Boże, co mam zrobić?!
Szybko przekazałem telefon blondynce.

***Oczami Rikera***

- Ross bardzo przeżywał ostatnie dni. Dużo pił. Dlatego bez wahania go dzisiaj przyjąłem. - tłumaczyłem się Vani, która standardowo malowała sobie usta.
- Mmmhmm - odburknęła brunetka.
- Mam nadzieję, że z powrotem się do siebie zbliżą z Laurą.
- O, Rikuś, a propos Laury, czemu Ross dzisiaj u nas nocował? - spytała jak zawsze ogarnięta Vanessa.
- Właśnie to powiedziałem. Jak ty mnie słuchasz, co?! - odpowiedziałem oburzony.
- Oooj, przepraszam, kochaniee. - uspokoiła mnie dziewczyna, przerywając malowanie i podeszła do mnie. Pocałowała mnie i wsunęła mi dłonie pod koszulkę.
- A to co? - spytałem zdziwiony.
- Niiic... Miłość! - odpowiedziała z uśmiechem Van.
Zjechała niżej i wsunęła ręce pod moje spodnie.
- Tobie tylko jedno w głowie... - powiedziałem z uśmiechem
- Widzisz, jestem nietypową kobietą. - odpowiedziała żartobliwie Vanessa.
Ściągnęła mi dół i uciekła do sypialni.
---------------------
Heej! ;*
Łapajcie kolejny rozdział w drugą rocznicę pierwszego koncertu R5 w Polsce! ❤
Oceń w komentarzu rozdział i napisz, co robiłeś/robiłaś dokładnie 2 lata temu ;)
/Jasiuu

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 71 "Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz"

*** Oczami Laury ***

Nie, na pewno tylko mi się wydaje. Odwróciłam wzrok od sylwetki mężczyzny.
- Laura! Tutaj jesteś! Myślałam, że zostałaś w środku! - krzyknęła, wychodząca ze sklepu Rydel, na co odpowiedziałam lekkim, wymuszonym uśmiechem, co z jej perspektywy pewnie wyglądało komicznie. W jednej chwili straciłam dobry humor, przez co jedyną rzeczą, którą chciałam zrobić, było wrócenie do domu. Wstałam z ławki i chwyciłam torby z zakupami.
- Jedziemy już do domu? - zapytałam przyjaciółki.
- No wiesz... Chciałam iść jeszcze do kilku sklepów.
- Nie obrazisz się, jak wrócę do domu? Naprawdę, źle się czuję.
- Jasne, leć. - powiedziała, rzucając mi kluczyki od samochodu. Zwinnym ruchem złapałam je, a następnie wsadziłam do kieszeni.
- Wrócisz taksówką, czy mam...
- Poradzę sobie. - przerwała, szeroko się uśmiechając. Na tyle, ile byłam w stanie, odwzajemniłam uśmiech, po czym pocałowałam ją w policzek. Spojrzałam w stronę, gdzie chwilę wcześniej siedział mężczyzna, ale było pusto. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nadzwyczajnego nie rzuciło mi się w oczy. Udałam się na parking i wsiadłam do samochodu. Położyłam torby na siedzenie obok, po czym spojrzałam w lusterko. Ujrzałam tego samego mężczyznę, siedzącego w samochodzie.
- O mój Boże. - powiedziałam, przykładając rękę do ust. - Spokojnie, Laura. To zbieg okoliczności. - mówiłam do siebie. Szybko odpaliłam auto i wyjechałam z parkingu. Kątem oka zauważyłam, że samochód, w którym był mężczyzna, również ruszył z miejsca. Pokręciłam głową i lekko przyspieszyłam, skręcając przy tym w jedną z bocznych uliczek. Muszę go zgubić, muszę go zgubić, myślałam, wyjeżdżając na główną drogę. - Oddychaj, Laura. Oddychaj. - próbowałam się uspokoić. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
- Halo?
- Laura? Za ile będziesz w domu? - zapytał Ell.
- Za chwilę powinnam być, ale nie ma ze mną Rydel. - odpowiedziałam, spoglądając w tylnie lusterko. Samochód cały czas był za mną.
- A, okej. Bo wiesz... Zastanawiałem się tylko, czy wstawiać już odbiad.
- Nie wstawiaj. Nie jestem głodna, a Rydel pewnie szybko nie wróci. Muszę kończyć. - powiedziałam, rozłączając się. Nie wiedziałam, co robić. Jechać prosto do domu, czy spróbować zgubić tego mężczyznę? Wybrałam jednak pierwszą opcję, bo czułam się naprawdę źle i nie miałam siły na żadne ucieczki. Najwyżej będzie wiedział gdzie mieszkam. Jeżeli już nie wie, bo z tego, co zdążyłam zauważyć, śledził mnie również wczoraj. Po kilku minutach byłam na miejscu. Zaparkowałam przed garażem, szybko wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu, nie zabierając nawet reklamówek z zakupami. Zatrzasnęłam za sobą drzwi wejściowe i biegiem ruszyłam na górę, do swojego tymczasowego pokoju. Byłam w szoku, nie miałam pojęcia, co zrobić. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć. Kim może być ten facet? Nie możliwe, żeby to całe zdarzenie było przypadkiem. Z całą pewnością mnie śledził. Wracając do Rossa, wciąż nie było go w domu. Mimo, że był u Rikera, martwiłam się o niego. Postanowiłam więc do niego napisać.
Ja: Hej Ross. Kiedy będziesz w domu? Musimy porozmawiać.
Ross: Nie wiem. Jak mi się będzie chciało, to wrócę.
Ja: To ważne.
Ross: OMG, dobra będę... Za jakiś czas.
Ja: Ross! To nie jest śmieszne!
Ross: Jejku, spokojnie kochanie. Już jestem w drodze.
Kochanie. Kochanie. Kochanie. Jak on dawno mnie tak nie nazywał. Uśmiechnęłam się, po czym napisałam kolejną wiadomość. Tym razem do Rydel.
Ja: Jestem już w domu.
Ja: I mam małą prośbę...
Rydel: Jaką?
Ja: Wiem, że to głupie i w ogóle. Poza tym to wasz dom... Ale mogłabyś jakoś wyciągnąć stąd Ellingtona?
Ja: I nie wracać za szybko...
Ja: DOBRA NIC. Zapomnij o tym.
Rydel: Laura, spokojnie. Jasne, że mogę.
Rydel: Tylko wyjaśnij mi to jakoś, bo nic nie rozumiem...
Ja: Ross ma zaraz tutaj być. Chcę z nim porozmawiać. Na spokojnie, jeżeli to w ogóle możliwe.
Rydel: Tylko bez żadnych rękoczynów, proszę.
Rydel: Haha, żart. Życzę powodzenia x
Ja: Nie dziękuję xx
Odłożyłam telefon na szafkę. Podeszłam do okna, odsłoniłam roletę i wychyliłam się na tyle, żeby zobaczyć podjazd. Nie było tam nic dziwnego, a co najważniejsze, nie było sledzącego mnie mężczyzny. Przypomniałam sobie o pozostawionych w samochodzie zakupach. Wyciągnęłam z kieszeni kluczyki i wyszłam z pokoju. Ellingtona już nie było. Wow Rydel, szybka jesteś. Wyszłam przed dom i podeszłam do samochodu. Na przedniej szybie zauważyłam małą karteczkę. Pochyliłam się i wzięłam ją do ręki. Była to zwykła kartka z zeszytu w kratkę.

Widzę cię.

Kiedy to przeczytałam, kartka wypadła mi z ręki. Widziałam małe, czarne plamki przed oczami, a świat zaczął wirować. Oparłam się prawą dłonią o auto, a lewą położyłam na klatce piersiowej. Powoli zaczęłam tracić świadomość, obraz zlewał się w jedność. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu. Zaczęłam krzyczeć.
- Spokojnie kochanie. To tylko ja. - usłyszałam głos Rossa. Momentalnie ucichłam i wtuliłam się w niego. - Już jesteś bezpieczna. - wyszeptał mi do ucha.
- Przyszedłeś...
- Przecież napisałem, że jestem już w drodze. - zaśmiał się lekko.
- Tak, ale... - nie dokończyłam, bo przerwał mi pocałunkiem. Nie był to zwykły pocałunek, jak każde inne. Ten był przepełniony miłością, tęsknotą i żalem.
- Kocham cię. - powiedział, kiedy rozłączył nasze usta. Do moich oczu napłynęły łzy. Tak długo czekałam na te słowa.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam, wtulając się w niego jeszcze bardziej, jeżeli to w ogóle było możliwe.
- Wejdziemy do środka? - zapytał po chwili.
- Tak, tylko czekaj... - powiedziałam, podnosząc z ziemi karteczkę. Podeszłam do drzwi od samochodu, otworzyłam je i wyciągnęłam ze środka zakupy. Następnie zamknęłam drzwi i podałam kilka toreb Rossowi. Wziął je bez słowa, po czym skierowaliśmy się w stronę domu. Nagle usłyszałan dźwięk przychodzącego SMSa.
Vanessa: Hej Laura! Co tam u ciebie? Dawno się nie odzywałaś.
Vanessa: Ostatni raz widziałam cię ponad tydzień temu.
Vanessa: Na pogrzebie chyba.
Vanessa: O Boże, pogrzeb.
Vanessa: Laura, tak bardzo przepraszam. Zapomniałam. Naprawdę nie chciałam o tym wspominać.
Ja: Nic się nie stało.
Ja: Właściwie to nie mogę za bardzo teraz pisać.
Ja: Ale jeżeli to coś ważnego, to pisz.
Vanessa: Nie, nic ważnego.
Vanessa: Chciałam tylko zapytać, dlaczego Ross, dzisiaj u nas nocował.
Ja: Też chciałabym to wiedzieć.
Ja: Zaraz będę z nim o tym rozmawiać. Jak się czegoś dowiem, to do ciebie napiszę.
Ja: Kocham x
Vanessa: Ja też xx
Położyłam telefon na kuchennym blacie i usiadłam na krześle. Ross zrobił to samo, dlatego po chwili siedzieliśmy naprzeciwko siebie, oddzieleni jedynie drewnianym stołem. W ręku cały czas ściskałam kartkę.
- Co to jest? - zapytał Ross, wskazując palcem na papier w mojej dłoni.
- Sama nie wiem... Znalazłam to na szybie samochodu.
- Pokaż. - rozkazał blondyn, łapiąc mnie za rękę. Wykonałam polecenie i podałam mu kartkę. - Wiesz, kto mógł to napisać? - zapytał, po przeczytaniu dwóch słów.
- Wydaje mi się, że tak.
- Możesz jaśniej?
- Dzisiaj, podczas zakupów z Rydel, zauważyłam jakiegoś mężczyznę. Był w średnim wieku, miał nie wiem... Może z 40 lat? Przypatrywał mi się, a ponadto, dam sobie rękę uciąć, że widziałam go wczoraj w wesołym miasteczku.
- I skąd wniosek, ze to akurat on? To mógł być przypadek...
- Śledził mnie. Jechał za mną od sklepowego parkingu. Jak byłam obok domu, wydawało mi się, że go zgubiłam. Najwyraźniej się myliłam.
- Już dobrze. - powiedział, wstając. Okrążył stół i podszedł do mnie. - Nie pozwolę nikomu zrobić ci krzywdy. - pocałował mnie w czoło.
- Teraz ty jesteś mj winny wyjaśnienia. - powiedziałam, odsuwając się od niego.
- Nie ma w sumie, co wyjaśniać. Nie chciałem, żebyś widziała jak bardzo załamany jestem. Upijałem się, żeby to jakoś ukryć, a potem spałem u Rikera. To tyle.
- Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz. - oznajmiłam, wstając z krzesła. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Skoro on tak mówi... Może to prawda?
- Możesz być pewna, że nie. - powiedział z uśmiechem.

*** Oczami Rydel ***

Po przeczytaniu wiadomości od Laury, od razu postanowiłam napisać do Ellingtona.
Ja: Kochanieee.
Ja: Misiu, przyjedź do mnie.
Ellington: Okej, gdzie jesteś?
Ja: W centrum handlowym.
Ja: Wiesz, w tym, do którego zawsze mnie zawosisz.
Ellington: Tak, tak, wiem. Zaraz będę.
Rydel: Czekam :*
W związku z tym, że byłam już w każdym możliwym sklepie, strasznie mi się nudziło. Byłam pewna, że dojazd tutaj, zajmnie mu przynajmniej pół godziny. Dlatego, napisałam do Vanessy. Do niej zawsze mogłam wysłać SMSa i poplotkować.
Ja: Hej!
Vanessa: Hejka! Co tam u ciebie?
Ja: Właśnie czekam na Ellingtona.
Ja: Ale dopiero do niego napisałam, więc raczej trochę sobie poczekam...
Vanessa: Ooo, pewnie tak.
Vanessa: Nie uwierzysz, co się właśnie dzieje!
Ja: Co? Co? Co?!
Vanessa: Laura gada z Rossem!!!
Ja: A, tak. Wiem o tym.
Ja: W sumie, to właśnie dlatego spotykam się ze swoim chłopakiem.
Ja: Chcieli pogadać na osobności, czy coś w tym stylu.
Vanessa: OMG, mam nadzieję, że się pogodzą.
Vanessa: Przecież oni są stworzeni dla siebie.
Vanessa: Są jak ogień i woda.
Vanessa: Wenus i Mars.
Vanessa: Czy jak to tam się mówi.
Ja: No coś mi się wydaje, że tak się nie mówi.
Vanessa: Dobra, mniejsza z tym.
Ja: Tak w ogóle, to dlaczego Ross ostatnio spał u was?
Vanessa: Szczerze?
Vanessa: Sama nie wiem.
Vanessa: Byli z Rikerem na jakiejś imprezie, jak wrócili, to mój kochany (wyczuj ten sarkazm) chłopak, położył go do łóżka w gościnnym i nic mi nie wyjaśnił.
Vanessa: A jak dopytywałam, to powiedział tylko, że to nie moja sprawa i coś tam. Bla, bla, bla.
Vanessa: Jakoś go chyba za bardzo nie słuchałam.
Vanessa: Ale nie dziw się, paznokcie sobie robiłam.
Ja: A, no tak. To wszystko wyjaśnia i cię usprawiedliwia.
Ja: Ej, dobra. Muszę iść. Ell przyjechał. Kocham x
Vanessa: Oki doki.
Vanessa: Baw się dobrze.
Vanessa: Pamiętaj o gumkach!
Vanessa: Laura nie pamiętała i popatrz, co z tego wyszło...
Vanessa: Albo raczej dwa cosie.
Ja: Vanessa, zamknij się już!
Vanessa: Dobra, dobra x
Schowałam telefon do torebki, po czym wstałam z mało wygodnej ławki. Ujrzałam, zbliżającego sie Ellingtona, więc postanowiłam szybciej zmniejszyć odległość, która nas dzieliła, poprzez pójście w jego stronę.
- Hej. - powiedziałam, po tym, jak go pocałowałam.
- Cześć. - odpowiedział, zabierając mi z rąk torby. Muszę przyznać, że dużo się ich nazbierało. - Gdzie idziemy?
- Tajemnica. - uśmiechnęłam się łobuzersko, ukazując rządek białych zębów.

___________________
Hejka!
Jak myślicie, kim może być tajemniczy mężczyzna? A może to po prostu przypadek?
+ Jak podobają wam sie SMSy? Chcecie ich więcej? Czy może zrezygnować z nich?
Piszcie w komentarzu :) ↓↓
/Sisi

środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 70 "Myślałam, że pojedziemy samochodem"

*** Oczami Laury ***
*** Cztery dni później ***

Szłam szeroką ścieżką usypaną z małych kamyczków. Z nieba bez przerwy leciały ciężkie krople deszczu. To właśnie dzisiaj, tego strasznego, deszczowego dnia moje dzieci miały już na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi. Wokół mnie było pełno grobów, większość z postawionymi, marmurowymi pomnikami. Poustawiane na nich były liczne znicze, stroiki i wiązanki. Grób Sisi i Jack'a będzie znajdował się na samym końcu cmentarza, pod dwoma rozłożystymi sosnami. Z każdą chwilą coraz bardziej zbliżałam się do tego miejsca. Do moich uszu cały czas dochodził dźwięk śpiewanych przez księdza pieśni pogrzebowych. Chciałam rozpłakać się i wyrzucić w ten sposób z siebie choć trochę smutku, ale już dawno wypłakałam wszystkie możliwe łzy.
- Laura, pospiesz się. - powiedział mi do ucha Ross. Podniosłam głowę i zauważyłam, że idę najwolniej. Kiwnęłam lekko głową i przyspieszyłam kroku. Po chwili byliśmy na miejscu. Wszystko było już przygotowe przez zakład pogrzebowy, więc mogliśmy od razu zaczynać. Stanęłam na samym końcu, podczas gdy Ross wepchnął się przed księdza. Nie rozumiem tego człowieka, czy on naprawdę, nawet w chwili pogrzebu swoich dzieci, nie może zachować chociaż trochę powagi? Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w słowa, które wypowiadał ksiądz. Po kilku minutach skończył swój monolog i wskazał ręką na małe trumienki. Mężczyźni ubrani w czarne garnitury, bezgłośnie do nich podeszli i powoli spuścili pod ziemię. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Odwróciłam się i nie mówiąc ani słowa pobiegłam do samochodu.

*** Tydzień później ***

Od czasu, kiedy nasz dom się spalił mieszkamy u Rydel. I pewnie pomieszkamy tam, aż do wybudowania nowego. Źle się czuję z tym, że tak siedzimy jej na głowie, ale co innego możemy zrobić? Ten tydzień minął mi głównie na załatwianiu wszystkich formalności związanych z budową domu. Jak na razie mamy projekt, prace ruszą dopiero za kilka dni. Nowy dom będzie stał w tym samym miejscu, na którym ten spalony, ponieważ znalezienie nowego, równie dobrego miejsca zajęło by strasznie dużo czasu, a my chcemy móc wrócić do siebie jak najszybciej. W sumie, to ja chcę wrócić do siebie jak najszybciej, bo z tego co zdążyłam zauważyć przez ostatni tydzień, Rossowi bardzo się tutaj podoba. Nawet zbytnio nie przejął się stratą dzieci. Fakt, uronil kilka łez, ale to wszystko. Nie mam pojęcia co się ostatnio z nim dzieje. Odnoszę wrażenie, że to wszystko było dla niego na rękę. W końcu nie musi się niczym przejmować.

- Laura, szykuj się. - oznajmiła, wchodząca do mojego tymczasowego pokoju Rydel. 
- Po co? 
- Niespodzianka. - wywróciłam oczami na odpowiedź blondynki i wstałam z wygodnego łóżka. Dziewczyna odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
- To chociaż powiedz mi, w co mam się ubrać! - krzyknęłam, po czym podeszłam do szafy i otworzyłam ją. 
- W coś wygodnego! - odkrzyknęła. Śledziłam wzrokiem po półkach z poukładanymi ciuchami. Postanowiłam założyć zwykłą, białą bluzkę bez rękawów i czarne rurki. Było po 9, słońce nie grzało jeszcze tak mocno, dlatego do wybranego zestawu dodałam czarny kardigan. Kiedy się ubrałam, zeszłam na dół, gdzie czekała już na mnie Rydel. 
- Możemy iść. - ozmajmiłam, chwytając swoją torebkę. Dziewczyna pokiwała głową i podeszła do mnie. Z szafki wzięłam klucze i schowałam je do torebki. Przy wyjściu na zewnątrz, założyłam białe sandałki na obcasie i okulary przeciwsłoneczne. 

- Nie powiesz mi gdzie idziemy, prawda? - zapytałam po piętnastu minutach drogi.
- Nie. - odpowiedziała, kręcąc głową Rydel. Nie miałam żadnych podejrzeń, co do tego gdzie możemy iść, bo nie znałam tej części LA. 
- Ale mnie już tak strasznie bolą nogi... - narzekałam.
- Mówiłam, żebyś się wygodnie ubrała, to nie. Po co mnie słuchać? Najlepiej, założyć dwunasto centymetrowe obcasy! 
- Myślałam, że pojedziemy samochodem. - powiedziałam pod nosem, na tyle cicho, żeby Rydel tego nie usłyszała. Mój plan jednak nie powiódł się, bo dziewczyna wywróciła oczami i wydała z siebie zirytowany jęk. 

- Jesteśmy na miejscu. - powiedziała blondynka, wskazując ręką na wesołe miasteczko. - Widzę, że ci się podoba. - zaśmiała się i pociągnęła mnie w stronę wejścia.
- Skąd ten wniosek? - zapytałam, wciąż zachwycona celem podróży.
- Świecą ci się oczy. - odpowiedziała, tak jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do kasy. Wraz z przyjaciółką, kupiłyśmy bilety.
- To gdzie idziemy najpierw? - zapytała Rydel, kiedy weszłyśmy na teren wesołego miasteczka.
- Może tam? - Skierowałam palec wskazujący na ogromną kolejkę. Dziewczyna skinęła głową w odpowiedzi, po czym pociągnęła mnie we wcześniej wskazane miejsce. 

- To było... Zarąbiste! - wykrzyknęłam.
- Idziemy jeszcze raz? - zapytała rozpromieniona Delly.
- Coś ty, aż tak bardzo mi się nie podobało, żeby drugi raz stać w tej kolejce. - oznajmiłam. 

*** Następnego dnia ***


Wstałam dosyć wcześnie, bo już o siódmej. Od śmierci dzieci wstaję właśnie o takich godzinach, jakoś nie potrafię spać dłużej. Usiadłam i spojrzałam na drugą połowę łóżka. Była pusta, co oznaczało, że Ross nie wrócił na noc do domu. Wczoraj późno wrociłyśmy z wesołego miasteczka, byłam strasznie zmęczona, dlatego nawet nie zwróciłam uwagi na to, że go nie ma. W ciągu ostatniego tygodnia, już raz zdarzyło się, że nie wrócił na noc, ale wcześniej poinformował mnie, że zostaje u Rikera, a tym razem nic. Nawet nie zadzwonił. 

- Co dzisiaj robimy? - zapytałam, siadając na kuchennym blacie.
- Zakupy? - odpowiedziała pytaniem Rydel, na co skinęłam głową. Chwyciłam łyżkę, wsadziłam ją do przygotowanych przez blondynkę płatków, a następnie przystawiłam do ust.
- Rydel... - zaczęłam, przełykając śniadanie. - Wiesz gdzie jest Ross? 
- Nie martw się, wczoraj wieczorem dzwonił Riker i mówił, że Ross śpi u niego. - odpowiedziała. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do konsumowania posiłku. 

- I jak? - zapytałam, wychodząc ze sklepowej przymierzalni. Miałam na sobie błękitna, obcisłą sukienkę przed kolano. 
- Wyglądasz ślicznie. 
- Wziąć ją? 
- Jeszcze się pytasz?! Jasne! - wykrzyknęła na cały sklep Rydel. Uśmiechnęłam się lekko i z powrotem zamknęłam w przymierzalni, gdzie ubrałam się w swoje ubrania. Następnie poszłam do kasy, zapłaciłam, po czym usiadłam na ławce przed sklepem, na której postanowiłam poczekać na przyjaciółkę. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, który siedział dokładnie dwie ławki obok. Wpatrywał się we mnie i nic nie robił sobie z tego, że również na niego patrzę. Zaraz... Czy ja czasem nie widziałam go wczoraj w wesołym miasteczku?!

____________________

Zostaw ślad po sobie 👇👇 ☺
/Sisi 

wtorek, 26 stycznia 2016

One Shot 1 "Nigdy nie chciałaś?"

+18

***Oczami Rossa***

Romantyczne wieczory z Laurą to raczej to, co najbardziej lubię. Kolacja przy świecach, wspólne oglądanie wieczornych komedii romantycznych i powtórek Rikera z DWTS... Taaaak. Dzisiejszy zachód Słońca spędzimy razem.
Umówiliśmy się przed 19 na plaży. Zjawiłem się przed czasem, mimo tego, że doskonale wiedziałem, że moja ukochana spóźni się przynajmniej 20 minut... no cóż, kobiety.
W sumie to może lepiej, ma wtedy więcej czasu na przygotowania. Okej, jestem cierpliwym mężczyzną.
Przyszła. Niewiarygodnie olśniewająca. Podeszła do mojej skromnej osoby i mnie pocałowała na przywitanie. Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy kierując swoje twarze w kierunku Słońca zachodzącego nad oceanem. Cóż... czasami trzeba.
Po około dwóch godzinach przysypiania Laura wyrwała mnie z letargu morskiego szumu oznajmiając: "Ross, chodź już, jest ciemno, nikogo nie ma...". Spostrzegłem - rzeczywiście, ani żywej duszy.
- Laura, jesteśmy sami... - powiedziałem.
- No właśnie mówię. - odpowiedziała dziewczyna.
- To może... Wiesz. - zasugerowałem.
- Tu? Na plaży?! - odparła zaskoczona Laura.
- Nigdy nie chciałaś?
- Marzyłam o tym - powiedziała brunetka i zaczęła rozpinać mi koszulę. Mimo dosyć chłodnej temperatury zrobiło mi się gorąco. Zerwała ze mnie materiał i wpiła mi się w usta. W tym momencie delikatnie zacząłem ją rozbierać. Została w samej bieliźnie, kiedy zdjęła mi spodnie i zaczęła całować mnie po szyi i zjeżdżać w dół. Na wysokości pasa przerwała i zamieniliśmy się rolami. Gdy dotarłem do jej brzucha, delikatnie rozpiąłem stanik. W moich oczach pojawiły się iskierki (przynajmniej tak mi się teraz wydaje).
Zacząłem delikatnie całować jej piersi. Kątem oka widziałem, że sprawia jej to wyjątkową przyjemność. Mógłbym tak wieczność, lecz gdy zrobiłem krótką przerwę, Laura rzuciła się na mnie i zabrała się za moje bokserki. Zerwała je jednym ruchem i wzięła do ręki przyrodzenie. Spojrzała w moje oczy gdy ułożyłem się wygodnie. Wzięła go do ust. Westchnąłem z przyjemności. Przejeżdżała delikatnie językiem po penisie, od nasady aż po główkę. Byłem w niebie, straciłem rachubę czasu. W pewnym momencie zjechała do jąder i zaczęła je ssać. Po pewnym czasie przerwała, zdjęła resztę ubrania i się położyła. Gdy skończyłem całować ją po całym ciele, przygotowałem się i powoli w nią wszedłem. Pisnęła z rozkoszy. Po kilku sekundach zacząłem poruszać biodrami cały czas przyspieszając. Laura jęczała z zachwytu. Po kilku, może kilkudziesięciu minutach w pewnej odległości od nas pojawili się spacerujący ludzie, ale nie zwróciliśmy na nich uwagi. Kontynuowaliśmy, bo było nam za dobrze.

Minęła północ, kiedy doszliśmy i spuściłem się w niej. Wyszedłem delikatnie, pocałowaliśmy się i powoli ubraliśmy. Odprowadziłem dziewczynę do jej domu nieopodal, a sam wsiadłem w samochód i wróciłem do domu. Nikogo w nim nie było, oprócz najstarszego brata, którego zastałem w samych bokserkach na środku salonu.
- I jak było, braciszku? - spytał uśmiechając się dziwnie Riker.
- Zrobiliśmy to. Aaale...

i tak wolę Ciebie. - odparłem zniżając ton
Szybko zdjąłem kurtkę i pobiegłem za bratem do pokoju. Gdy wparowałem do królestwa blondyna, ujrzałem go na środku pokoju. Rzuciłem się na niego i wpiłem się w jego usta. Po minucie całowania uklękłem przed nim, ściągnąłem mu bokserki i spojrzałem bratu w twarz
- Zamiana ról, braciszku. Teraz twoja kolej. - powiedział Riker.
Wziąłem jego olbrzyma do ust. Zacząłem go delikatnie ssać, podobnie jak robiła mi to wcześniej Laura. Riker jęczał z rozkoszy, bardziej niż ja, gdy Laura zajmowała się moim penisem. "Najwyraźniej to jest moje prawdziwe oblicze" - pomyślałem.
Delikatnie lizałem jego przyrodzenie i jądra. Po pewnym czasie starszy wydał z siebie:
- Młody, dochodzę!
Przerwałem, podniosłem się i pozwoliłem bratu przycisnąć się do szafy. Poczułem, jak brutalnie we mnie wchodzi i po minucie wypełnia mnie swoim płynem. Położyliśmy się na łóżku, nadal całując swoje ciała i zgodnie pomyśleliśmy: "To była najlepsza noc w naszym życiu".

--------------------
Weźmiecie mnie za psychopatę, prawda? Sisi już to zrobiła.
Pierwszy one shot na naszym blogu mam już za sobą! Niestety, nie na długo bo zaraz zaczniecie mnie dręczyć, że chcecie więcej... :P
Sisi pisze kolejny rozdział z głównej serii, nie martwcie się. To jest taki "przerywnik na poprawienie humoru". Boże, co ja piszę. Pójdę już spać bo się o siebie boję.
+ Marano każe przekazać, że absolutnie nie ma nic z tym wspólnego. Absolutnie nic.
/Jasiuu

piątek, 22 stycznia 2016

Wattpad

Hejka!
Dlaczego tak długo nie ma rozdziału? 
Tak się złożyło, że jak w końcu naszła mnie wena, mój kochany brat zrzucił - zupełnie przypadkiem - mojego laptopa. Już jest w miarę dobrze, więc niedługo pojawi się rozdział :)

Teraz co do tytułu posta...
Postanowiłam, że całe to opowiadanie znajdzie się również na wattpadzie. Niektórym może tam się lepiej czyta, a mi będzie wygodniej wstawiać rozdziały. Dzisiaj zacznę wstawiać pierwsze rozdziały tam, przy okazji będę je poprawiać ze wszystkich literówek, braków przecinków lub ewentualnych błędów ortograficznych. 

Prolog już jest :) 

_____________________

/Sisi